Zgodzę się. Jako film przedstawiający legendę Robin Hooda, wyróżnia go pokazanie Robina z Locksley nie jako banitę latającego po lesie w rajtuzach i ratującego Marion z opresji, ale jako angielskiego szlachcica, który walczy o swoje prawa z nieprawością monarchii. To wyróżnia tego Robin Hooda spośród pozostałych filmów o tej postaci. Poza tym? Hollywoodzkie, dwugodzinne, chaotyczne, mijające się z rzeczywistością tamtej epoki dno. Ale czegóż chcieć od superprodukcji...

Początek i końcówka bardzo dobre, ale w środku przydało się więcej akcji w środku filmu

Hehe nieźle skwitowane ale mała poprawka, on nie był szlachcicem a synem kamieniarza. Niestety zabrakło magii w tym filmie. Sili się na autentyzm a mamy oddział dzieci na kucykach szarżujący na plaży, czy kamieniarza spisującego (w tamtych czasach to szlachta nie zawsze umiała pisać a co dopiero plebs) kartę wolności obywatelskich pod koniec XII wieku, którą popierają baronowie (na takie inicjatywy to jeszcze trzeba będzie parę wieków poczekać). Inne podejście do tematu nie zawsze jest lepszym rozwiązaniem.