...jak ktoś taki jak Ridley Scott się wypala. Idea może ugryziona z ciekawej strony, aczkolwiek forma tragiczna.
Pomysł uformowany w historię typową dla obecnych czasów i wciśnięty w średniowiecze to jakaś kpina. Nie wspominając już o finałowej bitwie - chyba wiadomo o co chodzi:)
Jednym słowem - nudna, ciągnąca się w nieskończoność pozbawiona polotu strata czasu.
ja niestety się zgodzę było cieniutko jak polsilver był duży apetyt a póżniej duże rozczarowanie
to nie jest prowokacja, ja mam takie samo zdanie co alczyk_2 - film nudny, szary i nie wywołujący praktycznie żadnych emocji, dałem mu ocenę 5, ale naprawde "na siłe", chyba z sentymentu za poprzednie wspaniałe filmy tego reżysera...
tak się uczy dzisiaj dzieci o średniowieczu- z tą dziesięciną to i tak mieli wtedy lepiej niż my współcześnie z gigantycznymi podatkami od każdej pierdołki
Przy takich filmach najlepiej jeść popcorn. Można się solidnie zająć każdym jednym ziarenkiem a w niektórych momentach to może uspokoić
Dokładnie, film na realizm miał stawiać, a niektóre pomysły to z czapy wzięte. Ech jak ten ojciec Robina, co próbował demokrację wprowadzić, albo Marion co pojechała na wojnę (bitwę). No i tak w ogóle też prawda, jakimś cudem większych emocji nie wywołuje ten film w przeciwieństwie do "Gladiatora". Technicznie świetny, ogląda się przyjemnie, te 2,5 godziny szybko zlatują, jak i cały film, który spływa bez większego wzruszenia.
cóż, każdy to widzi inaczej- mi się podobał, łączy historię i legendę. całkiem ciekawe spojrzenie, inne niż dotychczas. naprawdę chcieliście kolejny raz obejrzeć "Księcia złodziei"- taki film już był, ten pokazuje coś nowego. jeśli o mnie chodzi to pozytywnie mnie zaskoczył. Co do udziału Marion w bitwie to rzeczywiście lekka przesada (ale w końcu Robin wyznał jej miłość, zakochana kobieta...;-p zresztą biła się nie gorzej niż król Jan;-p). jeśli o próbę wprowadzenia demokracji chodzi to akurat wątek historyczny- Jan podpisał w rzeczywistości tzw. Wielką Kartę Swobód, było to ultimatum postawione mu przez szlachtę (początek parlamentaryzmu angielskiego)- w filmie do podpisania dokumentu nie doszło ale w końcu Robin jakoś musiał zostać banitą...;-p pozdrawiam
Większość tych krytycznych ocen mogła się wziąć stąd, że po takim weteranie kina historycznego/wojennego jak Scott, (że przypomnę „Pojedynek”, „1492”, „Helikopter w ogniu”, czy nawet trzymające poziom „Gladiatora” i „Królestwo niebieskie”) co bardziej wybredni widzowie oczekiwali majstersztyku. Film nieźle się ogląda – zwłaszcza pierwsze 30-40 minut. Zaproponowano też nowy pomysł w pokazaniu historii Robin Hooda i połączeniu legendy z realiami. To można docenić. Niestety mało w tym wszystkim napięcia, akcji, intrygi a dużo naiwności.
Mi jednak w odbiorze filmu przeszkadzają liczne bzdury kłócące się z tym co wiemy o epoce (wymyślone na potrzeby intrygi francuskie inwazje, rampowe barki desantowe, obsiew ziemniaków itd.). Ja rozumiem, że to jest opowieść o legendzie, ale Scott, swoim zwyczajem zdecydował się swoją wizję pokazania wydarzeń osadzić z każdej strony w realnych wydarzeniach otaczając je postaciami historycznymi. Mi osobiście jednak mało komfortowo odbiera się wizerunek najeźdźców-Francuzów palących żywcem, gwałcących i pustoszących Anglię w sytuacji, gdy mam świadomość, że w tym czasie było akurat odwrotnie.
Natomiast jeśli by film odbierać tylko li w kategoriach legendy przetworzonej na przygodowy obraz – film da się obejrzeć, ale czy da się zapisać w pamięci – pozostaje kwestią dyskusyjną…
Anegdota głosi jak to na planie „Gladiatora” Scott definitywnie pożegnał się z profesjonalnymi specami-konsultantami od wojskowości i realiów epoki. Gdy przyszło do kręcenia początkowych scen bitwy z Germanami w lesie a zasuszeni w swojej wiedzy konsultanci usłyszeli o strzałach maczanych w ognistej mazi i ataku kawalerii wyprowadzanym z lasu - obskoczyli Scotta i zaczęli ostro protestować. Scott miał własną wizję tego jak wówczas walczono. Wstał i wykrzyczał do cieszącego się reputacją największego specjalisty obecnego na planie - Duncana Campbella:
- Tak wtedy nie walczono?! A skąd Pan wie?! Był Pan tam?!
Ridley Scott (podkreślam – jeden z moich ulubionych reżyserów) po prostu nie lubi ograniczeń świadom faktu, że kasę na bilet do kina wyłoży w 90% widownia, której Robin Hood kojarzyć się może ze wszystkim, tylko nie z średniowieczną Anglią…
Ten film mnie zaskoczył. Po pierwsze tytuł nie powinien być ROBIN HOOD ale Robin Hood - wprowadzenie albo Robin Hood - prolog. To co ten film ukazuje to wydarzenia Robin Hooda z jego życia nim został banitą. Na końcu filmu słyszymy, że został on wyjęty z pod prawa i skazany na banicję. Scott powinien teraz nakręcić drugą część Robin Hooda - życie w Sherwood i pokazać jego życie w lesie i zbójowanie. Wtedy to ma sens. Rozśmieszyła mnie jedna scena w tym filmie a mianowicie: franzuci płynący na barkach "desantowych" i walki w wodzie. Przypomniało mi to odrazu Szeregowca Rayana. Nie sądzicie, że to było troszkę śmieszne ? Ogólnie powiem, że jako FILM PRZYGODOWY jest świetny, mi się podobał, trzymał mnie w napięciu, sceny walk też są świetne, nie nudziłem się na nim. Postać Małego Johna nie pasuje raczej do tego filmu. Mały John zawsze był z brodą, długą brodą i był w wieku Robina. Pozstała część jego drużyny też powinna być inna.