Wielki apetyt wzbudziła we mnie zapowiedz piątego dzieła Russella Crowe`a i Ridley`a Scotta. Z wielkim spokojem czekałem na owoce mając świadomość że obiektem ich prac jest historia legendarnej postaci Robin Hooda, mająca zbiór wszelkich elementów potrzebnych by stworzyć dobry, pełny średniowiecznych mordobić, lekko wzniosły, odprężający film.
Jakże nie miłe było moje zaskoczenie gdy okazało się że nawet tak prostą opowieść da się zmasakrować. Nudna i flegmatyczna fabuła przedstawiająca okres niesławnego jeszcze życia Robina wprowadziła mnie w stan oczekiwania. Nie potrafiłem wyzbyć się myśli która systematycznie wzmagała moją irytację :..Kiedy to się w końcu zacznie !!!... Zadziwiająco słabo wypadła strona wizualna. Ciągłe wrażenie półmroku i niebywale ciemne barwy zmuszają do wytężania wzroku. Sceny akcji chaotyczne, okaleczone wyraźnymi drganiami (Wymienione błędy mogły wystąpić z winy kina, jeśli inni widzowie nie podzielają moich zastrzeżeń przepraszam z wprowadzenie w błąd ). Muzyka towarzysząca nam podczas seansu nie wykracza poza przeciętność. Niestety znów nabrałem się na sztuczkę ze zwiastunami wabiącymi porywającą muzyką nie mającą związku ze ścieżką dźwiękową. Wielkie nazwiska dodały parę punktów, lecz całość na tle wielu podobnych i paru wybitnych dzieł z tego gatunku wypada bardzo blado.
Niestety ale muszę zgodzić się z przedmówcą, praktycznie w 100%.
Totalne rozczarowanie dopełniła scena walki (jak dobrze pamiętam, obrona Nottingham) w której Robin na koniu, krzyczy "Miecz!" który zostaje mu rzucony wprost w ręce - nie byłoby to nic strasznego gdyby nie fakt, że taka sama scena odegrana jest w "gladiatorze" podczas rekonstrukcji bitwy pod Kartaginą.
Przeżywacie te podobieństwa i przeżywacie.. Może Scott specjalnie nawiązywał do Gladiatora, żeby was kuźwa pow@#$@%@#$%@wiać!!!!
Zgadza się!
Muzyka: zdecydowanie średnia
Akcja: niewiele... też czekałem, aż coś zacznie się w końcu dziać
Dialogi: niektóre niezłe, często zbyt wymuskane. Nie wspominając chwili, kiedy Robin Hood przypomina sobie dzieciństwo
Powtórka: oj tak, scena z mieczem była aż nadto podobna do Gladiatora...
I jeszcze raz akcja: W filmie, Robin Hood chyba ze trzy razy strzelił z łuku. Wręcz można odnieść wrażenie, że koleś jest zwykłym łucznikiem z zacięciem do patetycznych przemów. Zabrakło mi kilku naprawdę dobrych strzałów, po których człowiek przypomniałby sobie jak 20 lat temu ganiał z własnym "łuczkiem" z kolegami...
Generalnie film ok, ale jednak spodziewałem się znacznie więcej...