Jeżeli prawdą jest, że reżyser próbował urealnić postać Robin Hood'a, to mam wrażenie, że odniósł dokładnie odwrotny efekt. Każdy człek obeznany z historią wie, że na łuczników szkolono rekrutów o celnym oku, ale także słabych warunkach fizycznych (uniemożliwiających walkę w ciężkiej zbroi oraz wymachiwanie kilkukilogramowym orężem). Tymczasem Crowe (kawał chłopiska) przedziera się przez kolejne zastępy przeciwników, jakby był co najmniej członkiem elitarnej gwardii przybocznej króla. Żeby było śmieszniej, pod koniec filmu [SPOILER] bohatersko kroczy przez grząską plażę, niosąc na rękach odzianą w pełną zbroję Marion (która w tej chwili musiała ważyć dobre 100kg). Nie wspominam nawet o fabularnych idiotyzmach w stylu szlachty dobrowolnie oddającej się pod rozkazy człowieka znikąd. W każdym bądź razie, ten remake nie był nikomu potrzebny i naprawdę lepiej by się stało, gdyby nigdy nie został nakręcony. To taki średniowieczny "Gladiator", ale po co nam przerabiać dwa razy to samo?