Podchodziłem do tego filmu ze sporymi oczekiwaniami. W końcu Ridley Scott amatorem nie jest. Niestety po seansie byłem delikatnie zmieszany. Otóż mamy tutaj do czynienia z filmem o początkach Robin Hooda. To coś nowego trzeba przyznać i można powiedzieć, że zakończenie sugerujące, że jego historia dopiero się zaczyna ratuje ten film. W samym obrazie mało jest Robin Hooda w Robin Hoodzie, czyli wszelkich charakterystycznych elementów kojarzonych z tą postacią. Mało rabowania bogatych, mało strzelania z łuku przez tytułową postać i brak podkreślenia jego nieprzeciętnych zdolności (choć finałowa scena, w której wykańcza łysego robi wrażenie). Kiedy film się zaczynał to miałem wrażenie, że twórcy poszli w kierunku mistycyzmu i aury tajemniczości - pierwsza scena z dziećmi. Jednak szybko rozwiały się moje pierwsze wrażenia. Film jest pseudo realistyczny co mu za bardzo na zdrowie nie wychodzi. Ogólnie ciekawie się oglądało całą wiejską sielankę, niemniej brakowało mi cały czas jakiejś konkretnej akcji. Fabuła to jakaś próba wywrócenia do góry nogami tego co dowiedzieliśmy się o Robinie z poprzednich filmów, a przynajmniej z Księcia złodziei, ja tak to odebrałem. Czyli, że Ryszard jest w sumie łajdakiem i szybko wyciąga kopyta, a Robin nie jest Locksley tylko Longstride. Oczywiście to prowadzi do dalszych niuansów w fabule i ustawia cały film w sumie. Najbardziej kiepski jest moim zdaniem motyw z kamieniarzem filozofem, no ale mniejsza z tym. Wszystkie zwroty fabularne i przedziwne kombinacje prowadzą do iście żenującego zakończenia, lądowania Francuzów na plaży i obrony jej. W obronie tej bierze udział Marion (!) i dzieci z lasu (!!) To było tak niedorzeczne, że szok. Jeszcze gdyby pokazali jak Robin je szkoli czy coś. Ogólnie odnoszę wrażenie, że ten film mógłby być naprawdę świetny, gdyby był mroczny i utrzymany w stylistyce pierwszej sceny z dziećmi kradnącymi prowiant. Niestety coś nie wyszło. Może nie wszystko w tym filmie jest złe, ale jako film fabularny nadal wolę Księcia złodziei, który jest po prostu lepszym, bardziej spójnym obrazem, postacie są w nim charyzmatyczne, a wydarzenia pasjonujące.
masz calkowita racje, dodam jeszcze ze film byl na sile upolityczniony, za duzo pseudo politycznego belkotu, za malo wyraznych postaci, Robin Hood byl poprostu nijaki, pozbawiony zupelnie charyzmy. Kevin Costner przy nim byl poprostu genialny.
dramat film.. porazka .. ni ogladnalem do konca po jakis 100 minutach mialem dosc 3/10
Gratulacje debilu (to nie obraza, inaczej nie da sie tego nazwac, nie oglądał filmu do końca, wystawia ocene i jeszcze sie tym chwali...). Dramat to jest z ciebie, oczekujesz współczucia że filmu nie potrafisz dokończyc? To na chuj ty filmy oglądasz?
W sumie zgadzam się z joe _kaktusem. Na film czekałam długo, zastanawiałam się jak Scott tę fabułę poprowadzi. A tu ... totalne zaskoczenie i właściwie dopiero na samym końcu okazuje się, że film to coś w stylu "Batman Begins" :) Nawet nieźle zrobiony klimat średniowiecza, stroje i w ogóle realia - to niewątpliwie na plus tego filmu, który czasem rzeczywiście przypominał "Gladiatora" - czyli tak jakby produkcja seryjna z Crowem na czele. Brakowało w tym filmie tego czegoś, co nakazywałoby oglądać następną scenę z wypiekami na twarzy. Szkoda ze z Robina z Sherwood zrobił się Robin jakiśtam Longstride (who is this ????). Mnie osobiście najbardziej rozwaliła scena "średniowiecznego D-day" :) - te barki na których Francuzi przypłynęli rodem z 1944 r. - Normandia, tylko ci drudzy wioseł nie mieli. To wielki minus tego filmu - przedobrzone na maxa. A najbardziej brakowało mi "upierdliwego" szeryfa Nottingham, który w filmach o Robinie zawsze miał pewien "smaczek" a tu był postacią ostatnioplanową;/ szkoda. Niestety daleko mu do serialowego "Robina z Sherwood" czy nawet "Księcia złodziei" z Costnerem. Film średni. W sumie pomysł dobry, wykonanie gorsze. Za konika z diamentów na wzgórzu (!!!!!), który był juz totalną porażką i za Cate Blanchett (za to że jej więcej razy na ekranie nie pokazali) tylko 5/10. Muzyka fajna.