Scott usiłował powiedzieć nam coś ważnego. Zarysował dość ogólnikowo ale jednak obraz społeczeństwa i człowieka uzależnionego od tych, którzy rządzą i dzielą. Cieszyło mnie to, że był przy tym daleki od hollywoodzkich, poprawnych politycznie opowiastek. Ten film ma niewiele wspólnego z Gladiatorem za to porusza odwieczne podziały społeczno-polityczne, których dzisiaj dość jak nigdy wcześniej. I mógł być istotnym spojrzeniem na to, czego sami jesteśmy świadkami w dzisiejszych czasach. Zniewolenia już prawie na każdym kroku. Niestety, podczas bitwy na plaży (w samej końcówce) umknęła istotna dla takich intencji puenta. Poza przypomnieniem nam, że "tak narodziła się legenda" zabrakło jej w filmie, który pozostawił po sobie przeciętne wrażenie.
Czytałem w kilku wypowiedziach na filmweb o drugiej części. Czy to jakaś oficjalna informacja czy jedynie domysły? Kontynuacja mogłaby być bardziej konkretnym ujęciem tematu i może oba filmy stanowiły spójną całość. Fakt faktem, ten film jest nieco ubogi i wybrakowany.
Ktoś coś wie na ten temat?
To nie są żadne poglądy.
Na każdym kroku, od zakupów w sklepie i faszerowania żarcia octem, dla zabicia na przykład smaku nieświeżych pomidorów, z których jest zrobiony keczup po rozkład jazdy pociągów, który jest zmieniany wedle widzimisię skłóconych prezesów kilku spółek (w żadnym zachodnim kraju kolejami nie dysponuje kilka spółek na raz!!!), która to zmiana ogranicza ilość pociągów i wybór, jaki regularni pasażerowie mieli do tej pory. Albo hit ostatnich paru lat, bankomaty, które ograniczają wypłacającego do wypłaty min. 50zł. Żyłem jakiś czas w Anglii, minimalna wypłata to minimalny nominał tego kraju. Usiąść z notatnikiem, poświęcić jeden dzień, można sporo zanotować w temacie obywatelskiego "gówno do gadania". Z ludźmi nie konsultuje się poważnych zmian, a jeżeli już to budowę osiedlowego boiska dla dzieci, co jest ważne w jakimś stopniu ale bądźmy realistami. To co wyznacza codzienny rytm czyli żywność, energia i banki jest pod kontrolą prywatną i tu nie ma już społeczeństwa, nie ma porozumienia, jedynie w spotach reklamowych i idiotycznych politycznych pogaduchach o wspólnocie obywatelskiej (już samo brzmienie tych słów brzmi niedorzecznie "wspólnota obywatelska" jakaś farsa). W zamian jest wolna amerykanka, która jest dobra ale dla gepardów w Afryce a nie gatunku, który może myśleć w bardziej wyrafinowany sposób. Gatunku, który dysponuje namysłem i zmysłem i od ostatnich, co najmniej, 200 lat (liczę od rewolucji przemysłowej poprzez wojnę do wysokiego prosperity krajów zachodnich z lat 70, 80 i 90), może spokojnie się uczyć i wyciągać wnioski. Mam na myśli aparat polityczny. Bo normalnym, "przeciętnym" ludziom do zrozumienia co jest ważne nie trzeba nawet matury. Ale jest im to utrudniane, narzucane z góry. (ale ja mam :D). Tylko, że to oczywiście utopia. Bo politycy w Polsce nie są żadnymi autorytetami i nawet nie potrafią tego dobrze udawać. W USA, Anglii czy w Niemczech jest oficjalna polityka i ekonomia, która ma wystarczyć obywatelowi do szczęścia, i tam mniej oficjalna, która ma usatysfakcjonować korporacje. W Polsce jest gówno dla obywateli oraz nieoficjalne pachnące jadło dla prywatnych firm. Realistyczny scenariusz to coraz większa alienacja. Ale tego na szczęście też nigdy do końca nie wiadomo.