robin hood byl jedna z moich ulubionych postaci z dziecinsta wiec czekalem z niecierpliwoscia na kolejna wersje
niestety ogladajac ja mialem wrazenie ze jest to historia przedstawiona w gladiatorze przeniesiona na zywca do sredniowiecznej anglii luzno wykorzystujaca legende robin hooda
Najkrótsza definicja obrazu sygnowanego nazwiskiem Ridley Scott? Konwencjonalna historia potraktowana w niekonwencjonalny sposób przy użyciu banalnego schematu. Oto trzej panowie: Ethan Reiff, Cyrus Voris i Brian Helgeland tworzą (to najlepsze w tym kontekście słowo jakie przyszło mi na myśl) nową legendę Robin Hooda. Człowiek z plebsu, drobny krętacz a zarazem wyborny łucznik w służbie jej królewskiej mości butnego Ryszarda Lwie Serce, na skutek niezwykle szczęśliwego dla siebie zbiegu okoliczności, staje przez życiową szansą zmiany swego losu. Czyżby kolejny film z cyklu: amerykański sen o potędze? Nie inaczej. Kolejny i słaby. Za dużo niepotrzebnych historycznych bredni, za dużo pompatycznego patosu, za mało Robina w Robinie. Ponoć najważniejsze żeby minusy nie przesłoniły plusów ale niestety film ma tylko jeden jasny punkt a jest nim Max von Sydow. Szkoda, bo potencjał był spory.