historia ogólnie ciekawa, ale nazwanie filmu Robin Hood wg. mnie zobowiązuje do trzymania się pewnej konwencji, a to była po prostu opowieść o rycerzu robinie longstride...
Ano! Racja! Też się zgadzam, że mało tu było Robin Hooda. No i Marion jako taka "przaśna" dziewoja to już trochę za dużo jak dla mnie.
jak to nie widziałeś?? to nie oglądałeś jeszcze żadnego filmu o robin hoodzie?? (szok!) przecież w każdym filmie, albo prawie każdym jest motyw jak to wraca z wyprawy krzyżowej do Anglii, a tam nieporządek, bo wiadomo król Ryszard więziony nie wraca i rządzi Jan i gnębi biednych ludzi. Robin się za nimi ujmuje, zostaje za to skazany na banicję, ubiera rajtuzki i lata po lesie łupiąc bogatych etc.
W "księciu złodziei" jest to, jest nawet w "facetach w rajtuzach"...
a po prawdzie to w tym filmie nie ma jak został robin hoodem, bo nawet nie zdążył założyć kaptura, ale za to zdążył wziąc udział w walce z francuzami, co jest jak dla mnie już całkiem odjechanym motywem....
tak, w każdym filmie.. hmm.. owe wprowadzenie zawsze trwa jakieś 5 minut a potem jest ciąg bójek z Szeryfem..
nigdy do tej pory nie było dlaczego Robin Hood został Robinem Hoodem, co nim kierowało, co na niego wpłynęło..
nie było też nigdy wytłumaczone dlaczego Merry Men byli weseli ;) tu jest to pokazane (choć w dodatkach jest tego znaaaaacznie więcej :D)
zobacz sobie jeszcze raz "Księcia złodziei" tam jest więcej niż 5 minut
a po za tym, co to jest "merry men" ????
lol.. jak nie wiesz kto to są Merry Men to ja nie mam pytań... ty w ogóle znasz legendę o Robin Hoodzie?
tak, bo Merry jest nawet Christmas, czyli 'wesołych świąt' - inglisz is izi :) nie da się dosłownie tłumaczyć.. polegniesz w tym :)
no i tak, w filmie co i rusz pokazują ich życie, non stop biesiadują, śpiewają, taka kompania braci.. byli wszak w woju x-lat i się z żyli.. w kinowej wersji mogło być tego więcej, ale podobno w dodatkach jest (tj widziałam kilka scenek na fb :>)
Fakt mało Robin Hooda w tym Robin Hoodzie, to pierwsze co rzuciło sie po obejrzeniu filmu, ale najprawdopodobniej wynika to z faktu, że na hasło robin hood 99% będzie miało skojarzenie, banita w rajtuzach biegający po lesie i strzelający z łuku. Ostatnio jakoś moda panuje na opowiadanie o tym jak to bohaterowie stali sie tym kim się stali. Ogólnie pod względem wizualnym film dobry, historia też ciekawa jeśli tylko przestawi się nastawienie przed obejrzeniem filmu z "Robin Hood = banita, łucznik" na "Robin Hood = on przecież też zanim stał się robinem jakiego znamy, robił coś innego" ;)
Podoba mi się to, co napisałeś. Masz rację - gdyby się od początku nastawić na nieco inną historię, to nawet można by uznać film za bardzo dobry. Jednak film nazywa się "Robin Hood", a to zobowiązuje do utrzymania pewnej konwencji. Tak uważam.
A co? Nie rozumiesz słowa? To sobie w google wpisz, skoro rradzisz to innym mądralo!
słowo rozumiem, czytaj, ze zrozumieniem. pytam się o konwencję. wiesz co to że używasz tak trudnego słówka?
Dalszą rozmowę uważam za bezsensowną, wiec to jest ostatni mój post w odpowiedzi dla Ciebie.
Konwencja to zespół pewnych norm, zwyczajów, dobór składnicków dzieła, itd. który sprawia, że jest ono rozpoznawalne przez szeroką rzeszę ludzi. Konsekwencją tego są pewne ograniczenia dla twórców. Innymi słowy - żeby ludzie kumali o co biega, twórca (w tym wypadku reżyser) musi trzymać się pewnych schematów, gdyż zbytnia oryginalność w tak znanej historii jak Robin Hood, może okazać się chybiona. Moim zdaniem (i jak widać nie tylko moim) Ridley Scott postanowił złamać tę konwencję i to właśnie nam się nie podoba.
znana historia z filmów, która ma tyle wspólnego z rzeczywistymi legendami co ja z królową brytyjską
to że widz przyzwyczaił się do utartego schematu i nie potrafi przyjąć/docenić innego spojrzenia na dany temat świadczy jedynie o jego ograniczonym postrzeganiu świata :)
kończ sobie tą dyskusję, kończ, bo twoje przemyślenia nie są warte uwiecznienia na forum :)
tak się składa że opowieść w tym filmie nie ma wiele wspólnego z legendą, więc nie wiem jaką ty znasz wersję tej opowieści? Kogo byś się nie zapytała to właśnie robin hooda kojarzy w wymieniany tu sposób i to jest właśnie konwencja. Oczywiście możesz uważać że cały świat jest ograniczony i tylko ty jaśnie oświecona...
Dla mnie dziwne jest że tak łatwo uwierzyłaś że to właśnie ta wersja jest "prawdziwa", choć to słowo nie pasuje do "legendy"
Weźmy np. taki motyw: Roobin Hood jest ułaskawiany przez powracającego króla Ryszarda i każdy kto kojarzy tą legendę zna ten motyw (to jest konwencja). A w tym oto "dziele" król zdążył zginąć zanim robin hood stał się robinem hoodem, pomijając już fakt że robin w tym filmie nie jest nawet z Locksley (tylko przybłędą podającym się za niego)
Reasumując film nie jest zły, tylko że jest to raczej swobodna wariacja na temat Robina,natomiast tytuł nie zaopatrzony nawet w żaden podtytuł nie uprzedza o tym fakcie.
czy ja gdziekolwiek napisałam, że ta wersja jest jedyna i słuszna? czytaj ze zrozumieniem, bo wielokrotnie pisałam, że Scott zrobił po prostu film po swojemu i zrobił to jak zwykle świetnie
nigdzie nie przekreślam innych filmów, ale to nie moja wina, że Hollywood sobie zaadaptowało te fragmenty legendy i potem powielało je w setkach filmów od tak dawna, że wszyscy znają jedynie "jedyny słuszny obraz Robina w zielonych rajtkach"
a co, miał dodać modny podtytuł "Robin Hood: the begins"? xD przecież to Ridley Scott - nie widziałaś wcześniejszych jego filmów? a po zwiastunie i plakatach czego się spodziewałaś? że będzie skakał po drzewkach z piórkiem w kapeluszu? no nie dobijaj mnie :)
Wiesz co, jesteś żałosna jeśli myślisz, że obrażając kogoś przekonasz go do swojego zdania. Może nie zauważyłaś, że każde forum jest po to, żeby ludzie mogli przedstawiać swoje zdanie. To Ty starasz się nam narzucić "jedyne słuszne zdanie", w ogóle nie bierzesz pod uwagę, że możemy myśleć inaczej. Uważasz się za takiego znawcę kina?
A poza tym - GIGI to jest ON, jakbyś nie wiedziała!
kogo niby obraziłam i czym?
nikomu nie narzucam swojego zdania - jedynie powtarzam, że filmów nie wolno brać na serio, ani rżnąć znawcy legend, które mają tysiąc lat :)
chyba to ty sprawiasz wrażenie że rzniesz znawce legendy...
a w tym temacie chodzi tylko o to że ten film nie przypomina za bardzo klasycznej (bo znanej wszystkim) wersji opowieści o robin hoodzie.
Ja nie twierdze ze film sam w sobie był zły. Wyrażam tylko swoje zdanie że nie podoba mi się takie ujęcie tej legendy, bo jestem przywiązany akurat w tym wypadku do klasycznego jej ujęcia (jak widać nie tylko ja)
Po nazwisku reżysera spodziewałem się dobrego filmu, a po tytule spodziewałem się Robin Hooda takiego jakiego znałem, bo jakiego się miałem spodziewać.
Jakby dajmy na to film nosił tytuł: Robin Longstride - prawdziwy Robin Hood (choć pewnie to głupi tytuł, ale to tylko przykład) to bym się nie czepiał bo wiadomo by było od początku że to zabawa legendą, a nie kolejne jej odtworzenie.
Rozumiem, że ty zanim obejrzałaś ten film przeczytałaś masę informacji na jego temat i zapoznałaś się z wszystkimi dostępnymi wersjami legendy o Robinie, otóż ja podszedłem do niego z marszu i byłem zaskoczony tym co zobaczyłem, średnio mi się to spodobało, więc dałem temu wyraz na forum i tyle.
i proszę nie nazywaj ograniczonymi tych co są bardziej przywiązani to tradycyjnych ujęć pewnych tematów, i którym nie spodobała się alternatywna wersja Ridleya Scotta.
ależ ja to rozumiem, ba, sama lubię pozostałe wariacje na temat Robina i każda z nich jest według mnie rewelacyjna, bo odmienna od pozostałych :)
tylko szlag trafić może człeka gdy widzi potok narzekania na wszystko, od obsady, na którą sama swego czasu narzekałam, bo wydawało mi się że Russell i Cate są, ekhm, ciut posunięci w latach, ale teraz jakbym miała sobie wyobrazić jakiegoś młokosa - nieee, po prostu nie.. wyszedłby z tego drugi Tristan i Izolda, a jeden taki film wystarczy ;) ; po narzekanie na zdjęcia i zbroje..
gdzie się podziała przyjemność z oglądania filmów?
no, może wszystkiego nie przeczytałam na temat tej produkcji i samej legendy, ale ja wiedziałam w co się pakuję - widziałam chyba wszystkie filmy Scotta więc dla mnie nie było zaskoczeniem, że jego Robin nie będzie wesolutkim lekkoduchem :)
bez obrazy ale patrząc na dyskusje mam wrażenie, że jesteś prawie jedyną osobą broniącą tego filmu ;)
Może czas przyjąć do wiadomości że potok narzekań jest oznaką, że wielu osobom ten film się nie spodobał, że są nim rozczarowani, zamiast pozwalać żeby trafiał Cię szlag za każdym razem gdy ktoś ma inne zdanie na temat tego filmu.
widzę właśnie :>
mnie się nie podoba Ojciec Chrzestny, ale to nie powód by zjechać go od góry do dołu
Ale my nie zjeżdżamy go z góry na dół. Też go oglądaliśmy i jak zapewne zauważyłaś nikt z nas nie dał mu 1/10 ale znacznie więcej. A jeśli nie podoba Ci sie "Ojciec chrzestny" to masz pełne prawo napisać co o tym filmie myślisz. Tyle.
przyjmują styl krytyków musiałabym napisać, że obraz mafii w tym filmie to majaki niespełnionego gangstera, bo tak mafiozi się nie zachowują ;)
A skąd Ty wiesz, jak zachowują się gangsterzy? Znasz jakiegoś? Z resztą, jak chcesz podyskutować o "Ojcu chrzestnym", to zrób to w innym miejscu, z osobami które Ci odpowiedzą na Twoje uwagi. Ja nie mam zdania na temat tego filmu, więc się wypowiadać nie będę.
jest takie powiedzenie "My o kozie, ty o powrozie" to chyba najlepiej oddaje to co właśnie się tu dzieje... ;)
chyba za bardzo odbiegasz od tematu tej dyskusji...
nie - właśnie dałam przykład odnośnie innego filmu i pojęcia ludzi o realiach panujących w danym środowisku, a raczej ich wyobrażenia jak według nich powinno być
Czy aby zakończyć tę coraz bardziej jałową dyskusję, możemy przyjąć, że Tobie film się bardzo podobał i uważasz go za świetny, a nam podobał się trochę mniej i po prostu się nim nie zachwyciliśmy? I tyle w tym temacie, bez wchodzenia w szczegóły i wyzywania się od tępych i ograniczonych. OK?
"Scott zrobił po prostu film po swojemu i zrobił to jak zwykle świetnie"
Jasne, zwłaszcza motyw wojny pomiędzy Filipem Augustem i Janem bez Ziemi o wyspiarską Anglię oraz wątek Magna Charta Libertatum (autorstwa kamieniarza) w 1199 r. były świetne. Cała historia też jest dziurawa jak szwajcarski ser a niektóre sceny wręcz idiotyczne.
Powtórzę raz jeszcze i chyba nikt nie zaprzeczy, że najlepszą adaptacją legendy jest "Robin of Sherwood" z Michaelem Praedem w roli głównej i świetną kreacją Raya Winstone'a. Carpenter stworzył prawdziwe dzieło, które przynajmniej nie ukrywa konotacji z fantasy. Wisienką na torcie jest znakomita muzyka zespołu Clannad, moim skromnym zdaniem jedna z najlepszych, najbardziej oryginalnych w kinematografii.
A tutaj jedynie Max von Sydow utrzymał poziom. Całą resztą film zupełnie się nie wyróżnia (pozytywnie). No cóż, trzeba czekać na lepszy obraz.
PS: Crowe jako Robin? Z całym szacunkiem dla miłośników jego talentu ale... nie! Nie tym razem. Wydaje mi się, że lepiej sprawdziłby się Bloom (w "Królestwie Niebieskim" dawał radę.)
Tyle Robin Hood'a w Robin Hoodzie ile Bonda w Casino Royale. Po prostu jest moda na filmy typu 'origins' (dla nie spikających: początki).
Film nie jest zły, ale osobiście wolałbym wersję ze złym Robinem, dobrym szeryfem i Rusellem w podwójnej roli.
a ja już słyszałem o takim pomyśle, i powiem szczerze że to byłoby coś ciekawego i oryginalnego.
takie pokazanie robina z perspektywy dworu, oczywiście wtedy nie mógłby być taki kryształowy, musiałby zabijać, gwałcić etc. za to kryształowy to byłby szeryf ;)
no ale przecież to nie byłby kanon! a kanon jest najważniejszy! co z tego że uszami wyłazi non stop opowiadana w kółko ta sama historia.. kanon musi być! (tak, to był sarkazm ;))
Dokładnie, niby film o Robinie a jednak nie, gdyby był to zwykły film o rycerzach dałbym 6 a tak 5, jak już pisałem najsłabsza wersja Robina. Jest tylko jedna dobra wersja(a wręcz genialna) RH...