...i zasadniczo po tym temacie mógłbym już skończyć ten komentarz, gdyż mówi on wszystko.
Film niestety nie dorównuje nawet w połowie poprzednim wspaniałościom Ritchiego. Zaledwie poprawna produkcja. Nie ma tutaj nic wybijającego się.
Moim zdaniem najgorszy jest scenariusz. Widać wyraźnie, że reżyser chciał powtórzyć sukces swoich dwóch poprzednich filmów - "Porachunki" i "Przekręt", ale niestety zapomniał, że nie da się nic na siłę... Albo się ma dobry pomysł i wizję czegoś, albo się nie ma. Brak tu spójności i konsystencji stałego, aczkolwiek zaskakującego ciągu wydarzeń, które obowiązywały poprzednio. Zbyt popaprane i nijakie to wszystko.
Aktorzy nawet nie mieli okazji się wykazać. Jeżeli bowiem ktoś mówi "Jestem groźny", to wcale nie uczyni go bardziej groźnym niż już jest w rzeczywistości, ale po prostu zabrzmi śmiesznie i banalnie. Niestety tutaj uświadczyłem bohatera, który był groźny właśnie w taki banalny sposób.
Sama fabuła sunie jak po sznurku, a widz jest zarzucany kolejnymi postaciami, które nie mają ŻADNEGO charakteru. Nie potrzebuję lektora do filmu, który będzie mi mówił kto jest groźny, a kto sprytny, bo to oznaka złej reżyserii. A już szczytem wszystkiego jest wyżej wspomniany aktor muszący samodzielnie uświadamiać wszystkich, że "jest" niebezpieczny. Bez jaj. Jak ktoś jest niebezpieczny to powinien to umieć zagrać, bo na tym właśnie polega cała zabawa.
Nie bardzo rozumiem także jaki sens miały dwie sceny "sprzed 15 lat". Czy wniosły coś do fabuły? Nie. Czy opowiedziały jakiś istotny wątek historii? Nie. A może przynajmniej były zabawne? Też nie. Dwie zupełnie bezcelowe sceny retrospekcyjne, które po prostu są i nie ma na to żadnego wytłumaczenia poza zasłoną dymną "wizji" reżysera.
Ogólnie ten film to nic godnego polecenia. Bliższy poprzednim filmom Ritchiego był nawet "Zabójczy numer" (Lucky Number S7evin), a to już znak, że coś jest nie tak.
A kto obejrzy może zakrzyknąć razem ze mną: Rock'n'Suck!