W 'Rockenrolli' czuć desperację - to chorobliwie dopieszczony i fabularnie rozplanowany powrót do sprawdzonej formuły. Zawiodły eksperymenty, Ritchie wrócił więc do korzeni. Problem w tym, że w obrębie jednej konwencji starczyło mu pomysłów na ledwo dwie fabuły (choć biorąc pod uwagę ich wysoką jakość, to i tak wiele). Nowa historia nie ma nawet potencjału nieudanego 'Revolveru' - to po prostu wielokrotnie odgrzewany kotlet, który zupełnie stracił już swój smak; zwłaszcza, że przepis w międzyczasie naśladowali inni. 'Rock'N'Rolla' na ich tle to film wtórny i mocno spóźniony, ale przede wszystkim brak tu zapalnika - aktora z charyzmą, który tego nudnego przekładańca pociągnąłby do przodu. Butler to niestety nie Statham, a Wilkinson dostał rolę, która powinna trafić do Boba Hoskinsa. A gdy ma się w ręce tak słabe karty, to i zagrywać niespecjalnie jest czym. Szkoda tylko, że Ritchie miast spasować do 'Sherlocka Holmesa', obnażył obserwatorom swoją strategię.