Ten film to jeden, wielki ŻART. Tak słabego filmu nie widziałam od miesięcy. A dałam mu AŻ 3/10
dlatego, bo muzyka była naprawdę świetna. Zawiodłam się, że Tom, Julianne i Diego zgodzili się
zagrać w takim... Czymś.
Kiedy tylko zobaczyłam, że otwierają buzią i mają zacząć śpiewać myślałam, że tam umrę. Film
dokończyłam tylko dlatego, bo z zasady nie przerywam filmów w trakcie. Tak czy inaczej, jestem
pewna, że nigdy go nie obejrzę ponownie.
"otwierają buzią i mają zacząć śpiewać myślałam" No cóż, tak zazwyczaj jest w muzykaliach...
Co do reszty, to każdy ma swoje zdanie.
Przesadzasz. Nie zawsze otwieranie buzi w tym filmie kończyło się śpiewem;P Constance Sack pod koniec otworzyła i wcale nie zaśpiewała ;D Film ma baaardzo specyficzny klimat - jednych może śmieszyć, innych drażnić. To samo z muzyką. Mnie odpowiadała zarówno muzyka jak i wykreowana przez reżysera atmosfera - dlatego dałem 7
Żart - albo może raczej ogromna żenada! W zasadzie ten film to 2 godziny katuszy i zarzynania widza i tych pięknych piosenek. Za każdym razem, wsłuchując się w nie, rozmyślałem jak brzmią w oryginale i jak można było je aż tak zje***???
Dla mnie jest to zbrodnia a nie sztuka. Za takie coś nie wiem co można zrobić twórcom i aktorom (na pewno nic miłego :P), ale spokojnie zasłużyli sobie na gigantyczną Złotą Malinę. Już nie ważne kto był najgorszy, kto nie umiał śpiewać, kto wyglądał i zachowywał się jak debil... Wszystko razem wzięte jest jakimś totalnym koszmarem, którego nic nie jest w stanie uratować. Bo nawet tak piękne piosenki nie obronią się jeśli niestety są tylko kiczem samym w sobie. Taki film to gwóźdź do trumny Rock & Rolla lat 80tych, który być może miał wychwalać. Efekt odwrotny do zamierzonego? A może przez tą bezczelną parodię twórcy wyśmiewają się z tego gatunku muzyki?
Zresztą tak samo nie pojmuję tak wysokich not na tym forum. Uczciwie mówiąc każda ocena powyżej 3 dla tego filmu jest totalnym nieporozumieniem.
Nic dodać, nic ująć. Kompletna porażka i tylko nijak nie jestem w stanie zrozumieć jak można to "dzieło" wysoko ocenić...
a jaki byl glam rock? Chyba za wiele latek nie masz albo to nie Twoja bajka ten rodzaj muzyki... Glam Rock tamtego okresu byl kiczowaty i to stanowi zwlaszcza teraz o jego pieknie... Ech dzieciaki...
Skro uprzejmie stawiasz się w pozycji starego piernika, i dodatkowo bredzisz w tonie wszystkowiedzącym, to od razu śpieszę Ci odpowiedzieć i wyjaśnić, (a może oświecić), że Glam Rock to styl w muzyce lat 70-tych. Od biedy można doszukiwać się pewnych konsekwencji i jego wpływów na niektóre pop-rockowe grupy z lat 80-tych. Ale... Szczerze, taka droga jest już nieco naciągana.
"Rock of Ages" - wystarczy spojrzeć na listę piosenek z soundtracku - odnosi się do muzyki rockowej właśnie z lat 80-tych! To po pierwsze. Po drugie nie oceniam tu samej muzyki, lecz jej interpretację i wykonanie. Gdyby zaś niezrozumiała była moja wcześniejsza opinia, dodam, że bardzo wysoko cenię sobie muzykę z tamtych lat. I właśnie dlatego nie mogę przejść obojętnie wobec tak spartolonej roboty... (pisząc oględnie).
Właściwie glam rock też w pewnym sensie lubię! Dla przykładu proszę sięgnąć po film "Velvet Goldmine" i samemu stwierdzić jaka jest różnica między dobrze "skrojonym" (zaśpiewanym, zinterpretowanym) i byle jak zrobionym filmem muzycznym odnoszącym się do jakiejś "epoki". Moim zdaniem "Da się..." Tylko trzeba choć trochę przyłożyć się do roboty!
No i filmowo "to coś" też jest do bani! Więc sorry Winnetou...