mimo że może się wydać słodką hollywoodzką produkcją. Prawda - zakończenie tak słodkie, że
niemal mdli, ale dosadnie ilustruje ostateczne zwycięstwo Rock'n'rollla i to chodzi. Głos
głównej bohaterki troszkę, a nawet bardziej niż troszkę chyli się ku popowi i chwilami nie
pasuje, ale źle nie jest.
Genialny Tom Cruise! Stylizowany nieco na Axla Rose'a (bandamka, futro, pełno biżuterii i
zachowanie na scenie), świetnie wcielił się w nieco rozkapryszoną, gwiazdę rocka - seks,
szkocka, Jack Daniels, odchyły ;p etc.
Czy klimat Los Angeles lat 80. czuć? Chyba nie tak, jakby się chciało, ale w końcu "Rock of
ages" jest sympatycznym komediowym musicalem, więc nadrabia braki. I fajnie ujęte próby
walki z rockandrollowym stylem życia przez małżonkę burmistrza ("jakby hibernowała w tyłku
Margaret Thatcher")..
MUZYKA. To dla niej obejrzałam ten film i dla niej dostaje 9/10, bo bez tych kawałków byłoby
słabo. Czy pozycja obowiązkowa dla rockersów? Na pewno warta uwagi.
Rock forever ;D