Pomijając, że nuda, sztywne aktorstwo, banalne dialogi, że cała fabuła z zakończeniem prostoliniowa i przewidywalna, to jest to film o amerykańskiej arogancji - że wszystko co amerykańskie jest piękne i dobre, a wszystko inne złe i głupie.
Pasztunka śpiewająca rocka... Przecież nie dość, że to obrzydliwe, to zwyczajny brak szacunku do innych, do innej tradycji, religii, obyczajów - to wstrętny totalitaryzm, zupełny brak tolerancji i mniemanie o swojej wyższości nad innymi kulturami.
Przyjeżdża jakiś półgłówek z Ameryki i robi rewolucję kulturową w Afganistanie... Patrzeć na tą propagandową bzdurę nie można.