"Rozmiar 36..." jest rozwinięciem przytoczonego porzekadła. główna bohaterka, to rozhisteryzowana 14-latka Lili, kapryśna, rozwydrzona, agresywna, ale i kokieteryjna, szukająca zainteresowania i czegoś nowego... wie, że tym czymś jest seksualność, która i pociąga i odstrasza jednocześnie. wakacje spędzane z bratem nad morzem (skąd znamy ten motyw:) stały się okazją do poznania dużo starszego mężczyzny "z wypasioną bryką i kupą szmalu" - jeśli użyć języka nastolatków. Lili sama nie wie czego chce, choć czuje podniecenie cieleśnie, psychicznie nie jest gotowa. stąd podejmuje próby przełamania barier i przejścia inicjacji seksualnej. jest nieporadna, denerwująca, nieszczęśliwa, ale i szukająca wrażeń - to ona poderwała faceta, to ona ostatecznie wybrała chłopaka na swój pierwszy raz. ten raz, oczywiście, nie był żadną rewelacją - ot, droga którą musi się przejść. tyle. dopiero teraz można zacząć żyć.
Breillat tradycyjnie stara sie pokazać napięcie na linii: uczucie - pożądanie seksualne. dla nastolatki uczucie posiada jeszcze sens, w świecie starszych żadnego. dlatego biznesmen stwierdza, że czasem lepiej przespać się z kozą niż kobietą, bo koza przynajmniej człowieka potem pozna:)
Lili mimo swej zadziorności i wulgarności jest delikatną istotą, która próbuje oswajac życie. uczy się swej seksualności, nawet wtedy a może przede wszystkim wtedy, gdy patrzy na swoje ręce oblepione spermą niczym nieznaną substancją... Breillat kręci film o tym, co dobrze wie, zna, przeszła. tego, niestety, nie da się ukryć. ten cholerny rytuał sexualny choć przerażający i obrzydliwy - pociąga jak najsoczystszy owoc zakazany. mniam!?