Skutkiem tego mamy jakąś tam fabułę, jakiś tam humor i jakichś tam bohaterów. Niby całość dobra... ale to już nie to. Zabrakło ukazania absurdów codzienności w sposób, który zapadłby w pamięć. Zabrakło dialogów, które ludzie powtarzaliby na ulicach. A przede wszystkim - naprawdę mam uwierzyć, że Ryszard, który w "Misiu" robił wszystkich w jajo, tak dał się wrobić?
Lepszy ten film niż "Ryś" i to 10 razy. "Ryś" był dopiero do bani, może z 3 razy się zaśmiałem na nim szczerze.
Ja jestem tym filmem zawiedziony. Było co prawda kilka naprawdę śmiesznych scen, ale w porównaniu z "Miśiem" to niewiele.
Przygody Ryśka tym razem przypominają bardziej przypadki Franka Dolasa z "Jak rozpętałem..." niż "Misia-Rysia" od Barei.
Aż strach się bać do "Rysia" zabierać...
Bez porównania z "Misiem", ale jak na nie-Bareję to film dobry. Także z racji utrzymania klimatu Mistrza oraz niebanalnego komentarza nie tylko na temat ówczesnej, ale i współczesnej rzeczywistości. Natomiast "Rysia" nie polecam- wiele dobrych pomysłów, ale brak spójnego planu ich użycia.
Zgadzam się z opinią o "Rysiu". Niestety, wśród współczesnych reżyserów brak dobrego obserwatora i komentatora rzeczywistości na miarę Barei. Co do "Rozmów..." - też uważam, że jak na nie-Bareję nie jest zły. W sumie mogłem napisać to w pierwszym poście.
Tylko że w "Rozmowach..." tego dnia codziennego właśnie nie widać, i w tym cała bida. Bareja bardzo się starał pokazać człowieka PRL-u, a Chęcińskiemu studium człowieka stanu wojennego niestety nie wyszło zupełnie - a może nawet nie próbował go robić?