W moim mniemaniu tytuł filmu sugeruje brutalne gore, na które zawsze mam chrapkę i którego właśnie tutaj oczekiwałam. A co dostajemy w rzeczywistości? Kompleks badawczy na pustynnym odludziu, w którym przeprowadzany jest tajemniczy eksperyment. Klaustrofobicznym i długim korytarzom nie można odmówić specyficznego klimatu, a tytułowy rozpruwacz wygląda całkiem-całkiem, choć nie ma tu jakiejś szczególnej charakteryzacji. Całość przyprawiona jest płytkimi dialogami, chyba pisanymi na poczekaniu oraz sporą ilością absurdów, szczególnie pod koniec.
Tak jak pisałam, przyciągnął mnie chwytliwy tytuł, plakat i fakt, że maczał tu swoje paluchy Wes Craven, a scenariusz pisał jego syn. Spodziewałam się gruszek na wierzbie, a dostałam całkiem jadalny horror sci-fi.