Liczyłem na jakiś suspens, na przewrotność wobec utartej konwencji horroru z wiarą w tle. Marzyło mi się zakończenie, w którym to świeże bo sceptyczne, dokona swoistego egzorcyzmu na starym omamionym wiarą. Myślałem, to byłoby coś odważyć się na zrezygnowanie z tych sztampowych zagrywek, kiedy to kościół i krzyż znów ostatecznie górują nad złem. Przykładowo, uczynić z Hopkinsa psychopatę (tak znów), który pod płaszczykiem służby bożej, zaspokaja swoje grzeszne fantazje i ambicje władzy nad ludzką psychiką i ciałem... Niestety, o ile do połowy film mnie trzymał - nawet pomimo pewnej wtórności samego tematu, zwłaszcza niektórych scen - to już końcówka, ze swym banalnym przesłaniem w stylu: Nie stać cię na bunt wiary, skoro wierzysz!, całkowicie mnie zniesmaczyła. Istny hollywood, do tego w pewnym momencie zaleciało wręcz katolicką propagandą.