Scena w której bohaterowie budzą się w nocy wywarła na mnie niespodziewane wrażenie. Czułem nawet nie tyle przestraszony, co sterroryzowany tym co się tam działo. Te krzyki, majaki, modlitwa jednego z bohaterów na górze, no świetnie to twórcom wyszło i dla mnie to zdecydowanie najlepsza scena filmu.
Generalnie aktorzy byli dość przekonywujący w swoich reakcjach, wszelkie krzyki czy reakcja na śmierć pierwszego z kolegów (gdy znaleźli go rozciętego na gałęzi). Ja zostałem kupiony. Oczywiście końcowa część filmu odbiega od ideału, ale jak porównam to do tego co serwowały inne horrory po obiecującym początku to dochodzę do wniosku, że w sumie nie było tak źle z tą końcówką. Ten bożek taki sobie, niestety nie był zbyt creepy, bardziej pocieszny, ale trzeba oddać twórcom że zrealizowany został solidnie.
Dla mnie miłe zaskoczenie i mocne 8/10.
Nie nastawiałem się na nic specjalnego, a zostałem miło zaskoczony. Zwiastun wydał się całkiem sensowny i przekonał mnie. W wielu momentach czułem się zaintrygowany i zaniepokojony, a w jednym nawet się przestraszyłem. Oczywiście motyw szwędania się głównych bohaterów po lesie to zapewne oklepana sztampa, ale dawno nie widziałem tak dobrego horroru. Czuło się psychodelę gdzieś tak po pół godzinie oglądania filmu. Końcówka owszem dziwna i mogli nie pokazywać Jötunna, ale z pozornie lichej fabuły i niskobudżetowych środków stworzono coś, co zasługuje na ocenę osiem w porywach.