Roman P. już dawno temu zaczął reżysersko przynudzać. "Wstręt" czy "Chinatown" to wszak już klasyka i historia. Ja po "Rzezi" spodziewałem czegoś więcej, niż dosłowne przeniesienie teatralnej sztuki na ekran I to kosztem 25mln dolarów. Niemniej, aktorzy spisali się świetnie, tylko Polański poszedł na łatwiznę.
film mógłby być naprawdę krwisty i soczysty (bo miał świetne momenty niepozbawione dramatyzmu), a tymczasem wydał mi się aseptyczny i schludny w warstwie wizualnej i o ile mogę się domyślać, że to było konieczne aby poprzez kontrast tym wyraźniej ukazać wewnętrzny brud bohaterów ("ludzi takich jak my" a może "takich jak nasi sasiedzi, ale na pewno nie my"), o tyle jednak zabieg ten wydał mi się za dokładny, jakby konsekwencja przerodziła się w absolutną perfekcję, co odebrało mi przyjemność przeżywania tego filmu jako czegoś "prawdziwego": emocjonalnego. Owszem, mnóstwo w filmie emocji, ale dla mnie całość wygląda jak praca konkursowa wybitnego architekta, którą podziwiasz za perfekcyjność wizji, kątów, perspektywy, kreski -- ale nie możesz jej odebrać "trzewiami", nie zapada ci w psychike na długo, bo nie jest genialnym obrazem spod pędzla "naczynia boskiego". Może jestem zbyt krytyczna, ale pozwalam sobie na to w wypadku Polańskiego, który przyzwyczaił mnie do lepszego kina, którego w mojej ocenie najlepszą reprezentacją jest jego Bitter Moon.
zgadzam się że film słaby z fenomenalnymi aktorami którzy wycisneli z niego tyle ile się dało