oczywiście, że ma. jako jeden z nielicznych w ameryce jest uważany za twórcę kina autorskiego, a czym się charakteryzuje owe zjawisko chyba tłumaczyć nie muszę. poczytaj sobie trochę
ale tak na marginesie nie wiem o co chodzi autorowi wątku; nie mam pojęcia czemu takie porównanie (wydaje mi się, że kolega świeżo po obejrzeniu 'mężów i żon'? - chyba jedyne sensowne wytłumaczenie).
a polański zawsze lubił eksperymenty, zwłaszcza z konwencją gatunkową. na film czekam z niecierpliwością.
przepis na film wg Allena: rozwiedziony pisarz/dziennikarz/biznesmen, wdowa lub panna pisarka/dziennikarka/aktorka, jakiś neurotyk, sporo widoczków Manhattanu, względnie innych europejskich stolic, kilka chwytliwych nazwisk, kilka gwiazd u kresu sławy, parę dobrych dowcipów, gadania o metafizyce i to właściwie tyle. Generalizuję, bo oczywiście Allen ma na swoim koncie filmy według mnie naprawdę świetne jak chociażby "Purpurowa Róża z Kairu" czy "Wnętrza". Moim zdaniem, najlepsze są filmy w których on sam się nie pokazuje (wyjątkiem jest "Whatever works")- kiedy jest w filmie, zawsze mamy do czynienia z uroczą niezdarą- hipochondrykiem;/, co od pewnego momentu jest przecież nużące.
A Polański... 25 filmów fabularnych, w tym zaledwie dwa spektakularne niewypały. Każdy z pozostałych jest w jakiś sposób kultowy, lub przynajmniej szeroko omówiony i conajmniej rozpoznawalny, wśród nich kilka absolutnych pereł, które należą do kanonu światowego kina. Co najważniejsze, NIE MA przepisu na "polański" film- różnorodność gatunkowa, scenariuszowa i fabularna, miażdży dorobek Allena.
Mam podobnie jeśli chodzi o twórczość Polańskiego, tzn te same 2 filmy uważam za słabsze, a resztę traktuję wręcz jako przeżycie religijne ;) Dobrze, faktycznie Allen operuje podobnym szablonem postaci w swoich filmach. Tak, lubi obsadzać siebie w roli inteligentnych neurotyków. Ale zarzut, że nie ma tam różnorodności gatunkowej świadczy o niewystarczającej znajomości filmografii tegoż. Naprawdę Allen to jeden z tych reżyserów, którym nie można zarzucić gatunkowej stagnacji. Czego on nie przerabiał? Od tryskających dynamicznym, cholernie błyskotliwym humorem komedii (wypadałoby chyba nazwać je nawet komediami romantycznymi, ale w świetle dzisiejszego znaczenia kom-rom, byłoby to uwłaczające) poprzez dramaty egzystencjalne (wspomniane "Wnętrza", ale i "Wrzesień", ale i "Inna Kobieta"), parodie i liczne nawiązania do - głównie amerykańskich - klasyków (Nie zapomnę nigdy Diane Keaton parodiującej Marlona Brando z "Tramwaju Zwanego Pożądaniem" w "Śpiochu"; "Miłość i śmierć" - tu akurat sparodiował rosyjskich klasyków; "Zagraj to jeszcze raz, Sam" - nie reżyserował, ale napisał scenariusz na podstawie własnej sztuki, nie tyle parodia, co hołd złożony "Casablance" i panu Bogart'owi), dramato-kryminały ("Zbrodnie i wykroczenia", "Wszystko gra", uwielbiany przeze mnie "Sen Kasandry"), cholera nawet musical mu się zdarzył! I być może w zestawieniu z Polańskim Allen ma mniej "pereł", ale też o ile więcej filmów nakręcił? Przepraszam, że w temacie Polańskiego i filmu, na który czekam chyba z pół roku, rozpisałem się tak o innym reżyserze, ale musiałem sprostować pewne oczywiste pomówienie.
To ja też troszkę poprostuję, w takim razie.
Nie uważam się za jakiegoś wybitnego, albo i niewybitnego, znawcę twórczości Allena, ale jak twierdzi Filmweb- obejrzałam 19 jego filmów (biorąc pod uwagę mechaniczną zdolność reżysera do produkowania filmu rocznie, nie jest wynikiem w żaden sposób powalającym) i chyba na podstawie tego, mogę zacząć wyciągać pewne wnioski.
Dramaty egzystencjalne w wykonaniu Allena uważam za jedne z lepszych- bijące na głowe głupawe pastisze, jakim jest dla mnie chociażby w/w "Miłość i śmierć". Nie wiem tylko w jakim stopniu jest to zasługa jego reżyserii, jego scenariusza czy... niejego zdjęć- nawiązuję do "Innej kobiety" i Svena Nykvista który zaklął ten film w nieprawdopodobny obraz. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że gdyby operator był inny, film nie robiłby nawet w połowie takiego wrażenia. Ale to też zasługa Allena, że do takiego filmu, wybrał tego, a nie innego operatora.
Owszem, wyraziłam się nieprecyzyjnie- Allen faktycznie żonglue gatunkami, ale czy... te wszyskie "tryskające dynamicznym, cholernie byłskotliwym humorem komedie" nie są takie same? Czy komedie kryminalne nie mają podobnej fabuły? Czy pokazywane przez niego małżeństwa nie są takie same? Czy w kółko nie mielą tych samych problemów?
Ale czemu tu się dziwić, jak długo można wymyślać skrajnie różne scenariusze dziejące się w tych samych nowojorskich knajpach, taksówkach i domach?
Dlatego, moim zdaniem Allen wyjechał i rozpoczął europejski maraton.
Ale jak powiedziałam, nie znam całej filmografii Allena, ale też co tu dużo mówić- nie mam ochoty poznawać jej od A do Z.
Tak jak zrobiłam w przypadku Polańskiego, którego filmy, również momentami stają się dla mnie "przeżyciem religijnym" :) Na "Rzeź" czekam z niecierpliwością. I dziwię się tym, którzy obawiają się tak klaustrofobicznej przestrzeni z czwórką aktorów. "Śmierć i dziewczyna" chyba była dowodem, że Polański daje sobie radę fantastycznie nie tylko z przestrzenią niemal teatralną, ale grając zaledwie trzema aktorami.
A skoro w tym wszystkim jest Christopher Waltz... Czy może być lepiej?
Ostatnich parę zdań o Allenie, żeby już nie robić off-topicu. Czy jeśli uważasz, że tylko operator stoi za wspaniałością "Innej Kobiety", masz takie samo zdanie o "Autorze Widmo"? Bo z Twojego stwierdzenia wynika, że tylko i wyłącznie operator ma wpływ na wizualną stronę filmu, a reżyser to tylko tak sobie pokrzykuje na aktorów, ale do kamery w ogóle nie dochodzi. Ludzi nieobytych z pracą na planie często myli podział na funkcje - to reżyser (więc pracuje z aktorami), to operator (więc stoi za kamerą), a to dźwiękowiec (więc lata z mikrofonem). Ale to w ogóle tak nie jest. To reżyser ma "wizję" filmu, to reżyser przygotowuje tzw. "shooting script", czyli wskazówki dla operatora, jak REŻYSER chce pokazać daną scenę. Operator najczęściej się z tymi wskazówki nie zgadza, następuje burzliwa dyskusja i powstaje końcowy efekt, który jest fermentem dyskusji ;) (oczywiście czasami z reżyserem nie ma dyskusji, jak z takim Kubrickiem, ale sam Nykvist pisał w swojej książce "Kult światła", że Allen był dość nieśmiały i do dyskusji skory). Nie umniejszałbym też roli scenariusza - w końcu to główny sprawca tego, że Nykvist mógł w ogóle Rowlands pokazać ;) A co do powtarzalności wątków - chyba nie ma co kontynuować polemiki, bo dla mnie to po prostu krąg zainteresowań Allena, a dla Ciebie powtarzalność właśnie. Zostańmy więc przy swoim zdaniu i czekajmy na "Carnage"!
Wspaniale się czyta Twoje odpowiedzi na moje posty, naprawdę dostarczasz mi znakomitej rozrywki w Wielki Piątek w pracy - dziękuję!
Z pewnością wezmę sobie Twoje cenne rady do serca. Zauważyłem, że piszesz w łagodniejszym tonie niż w temacie, w którym ktoś inny grozi Ci sprawą sądową. To przejaw skruchy czy strachu? Aha, jak chcesz, możesz mi odpisać na tego posta w jeszcze innym, kompletnie niezwiązanym z dyskusją temacie, w którym też dałem mój komentarz. Widzę, że to lubisz.
Mogę tak całymi godzinami Cię nakręcać, napisanie posta zajmuje mi mniej niż 2 minuty. Tobie chyba nieco dłużej.
Polański ma na koncie 18 (z Rzezią 19) filmów fabularnych nie 25. Nie wliczam etiud i krótkometrażówek, bo to raczej niezbyt pasuje wrzucać wszystko do jednego worka.
Mój błąd, coś pokombinowałam przy liczeniu i nawet teraz, jak to sprawdzam, to dodając to odejmując poszczególne filmy, nie mogę odkryć, jak mi to 25 wyszło :)
"przepis na film wg Allena: rozwiedziony pisarz/dziennikarz/biznesmen, wdowa lub panna pisarka/dziennikarka/aktorka, jakiś neurotyk, sporo widoczków Manhattanu, względnie innych europejskich stolic, kilka chwytliwych nazwisk, kilka gwiazd u kresu sławy, parę dobrych dowcipów, gadania o metafizyce i to właściwie tyle. Generalizuję, bo oczywiście Allen ma na swoim koncie filmy według mnie naprawdę świetne jak chociażby "Purpurowa Róża z Kairu" czy "Wnętrza". Moim zdaniem, najlepsze są filmy w których on sam się nie pokazuje (wyjątkiem jest "Whatever works")- kiedy jest w filmie, zawsze mamy do czynienia z uroczą niezdarą- hipochondrykiem;/, co od pewnego momentu jest przecież nużące.
A Polański... 25 filmów fabularnych, w tym zaledwie dwa spektakularne niewypały. Każdy z pozostałych jest w jakiś sposób kultowy, lub przynajmniej szeroko omówiony i conajmniej rozpoznawalny, wśród nich kilka absolutnych pereł, które należą do kanonu światowego kina. Co najważniejsze, NIE MA przepisu na "polański" film- różnorodność gatunkowa, scenariuszowa i fabularna, miażdży dorobek Allena."
100 % racji :)
Allen jest manieryczny, Polański nieodgadniony. Ale...język jego filmów zazwyczaj jest podobny, czyli człowiek w jakimś potrzasku, czy to psychologicznym, chorobowym, erotycznym, historycznym itd.itd. Polański ma rozpoznawalny styl, formę znawcy z usa określają go jako "realistic". Jednak jego nie da się podrabiać na tyle, aby choć trochę zbliżyć się do efektu. Polański NIGDY nie nudzi, nawet jak powiela schematy, jak w przypadku jego przedostatniego filmu. Jedyny reżyser, który utrzymuje poziom, nawet w jego "Co", zabawa, którą nas raczy, jest pocieszna. Kolaż gatunkowy, ale ukierunkowany na "badanie strachu". Reżyser wszechczasów, bez dwóch zdań.
Mimo wielkiej słabości do Polańskiego, przez gardło mi nie przejdzie, że "Co?" utrzymuje poziom ;]
I owszem, ma swój krąg zainteresowań: izolacja, psychiczne odchylenia od normy (vide "Lokator" i "Wstręt"), ale o żadnym filmie nie można chyba powiedzieć, że powiela schemat. A jeśli ktoś zarzucałby Polańskiemu jakiś monotematyzm czy powtarzalność, zawsze na obronę można wskazać "Tess", "Oliviera Twista" czy chociażby tych nieszczęsnych "Piratów", w których można zauważyć rękę reżysera, kilka szczegółów, dla których zdecydował się zrealizować scenariusz (nie tylko biograficznych).
Styl jego filmów jest wyrazisty i charakterystyczny, ale jednak nienachalny, nie przesłania fabuły filmów. Jest raczej jak wizytówka dla kogoś, kto nie widział pocżątku i końca filmu: ten film zrobił Polański.
Tak poza tym, mam wrażenie, że on ma fantastyczną rękę do aktorów- nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli Carol ("Wstręt"), Szpilmana ("Pianista") czy przede wszystkim Rosemary! ;)
Ostatnia już szpileczka w strone Allena- Roman kiedy gra w swoich filmach, zawsze jest kimś innym, czego chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie powie o Woodym :)
Ale kończę, już kończę, w końcu aż tak strasznie mi ten Allen za skórę nie zalazł! ;D
w spokoju i harmonii czekajmy na Carnage (jakoś bardziej pasuje mi to niż "Rzeź")
Kwestai gustu, jestem fanem Polanskiego, jego osoby, życia, postaci, reżysera, talentu i podejścia do kariery-show biznesu. W "Co" widze jak fantastycznie musiał tam się bawić, to samo z balem wampirów, oczywiście ten drugi jest w swoim gatunku kultowym dzielem, ale Polański tam gdzie gra, szczególnie gdzie występują watki komizmu to przeklada się na efekt o oczach zagorzałych fanów. Nie widze filmów słabych wśród jego kolekcji. Co do powielania schematu, trzeba uściślić co to znaczy schemat, jeżeli mówimy o tym co już tutaj zostało przedstawione, czyli absurd teatru strachu, obsesji itp. to widać to w większosci filmów. To nie jest wada. Problem zaczyna się wtedy, gdy owy schemat staje sie uporczywy, męczy widza, wlasnie manieryzuje, kalkuje. Fenomen Polaka polega na tym, że w swoim języku filmowym Polanski nie zatraca witalności, pomysłowości, spontaniczności. Sądzę, że im bardziej twórca sięga po wyobrażnię, dotyka głębi swojego talentu i czerpie z niego obwitości (metoda rezyserii Polanskiego, czyli przychodzi na plan bez kartki scenariusza i pyta się o to co dzisiaj kręcimy, "film to moja zabawka" itd. itd.) to widać to potem na ekranie. Roman w zupełności nie jest kunktatorem, zobacz movie making z dziecka Rosemary jak jest podekscytowany podczas kręcenia sceny na ulicy. (Mia and Roman, dokument o podobnym tytule). Ręka do aktorów, to prawda, znamy jego perfkecjonizm, mowi o tym, że jak aktor nie spelnia oczekiwań to szans na realizajce nie ma, do wymiany, a proces budowania roli oparty jest w dużej mierze na wymogach Polańskiego, doslownie każdy ruch jest wycyrklowany. Polański jako, że sam byl aktorem, doskonale wyczuwa kto będzie nadawal się do fabuly, jeżeli dodamy do tego, jego instynkt, niebywała inteligencję, umiejętności wnikania w psyche czlowieka, to nie ma innego wyjścia, aby ktoś niue pasował do roli. Na Rzeż też czekam, i musze na to iść do kina !.