Początkowo nie zachwyca, wręcz należy się zastanawiać kto go sklasyfikował jako komedię, na szczęście z czasem bardzo zyskuje. Bardzo płynnie narastają emocje, co przekłada się na zadowolenie z filmu i "akcji" w nim zawartej. Dlaczego "akcji"? Ponieważ wydarzenia dzieją się w jednym miejscu, a uczestniczą w nich tylko cztery osoby. To może zrazić sporo ludzi, ponieważ w tym przypadku cała historia lepiej prezentowałaby się w teatrze przy świetnej obsadzie (Winslet i Waltz!).
Myślę, że film pod jednym względem przypomina mi Dzień Świra. Chodzi dokładnie o przekład wydarzeń z filmu na wrażenia widza. Tak jak w Dniu Świra im Miauczyński miał bardziej przesrane i toczył więcej piany z ust, tym widz bardziej się śmiał i bawił. To samo jest tutaj. Rozpoczęcie filmu przyjmuje się z myślą "i to jest ten hit?", tymczasem jego koniec ogląda się z bananem na mordzie.
Szkoda tylko, że zakończenie przychodzi tak niespodziewanie i jest takie "nijakie", bez wyrazu. Polański mógł bardziej się postarać.