Zamiast sztuki teatralnej, i to wcale nie jakiejś wielkiej tylko przeciętnej, dostaliśmy film! Film, który jako forma sztuki bardzo różni się od teatru. To co dopuszczalne w teatrze, nie jest dopuszczalne w filmie. To co możliwe w filmie, nie jest możliwe w teatrze. Polański jakby sobie z tego nie zdawał sprawy, nie jest to jedyny jego tego typu wybryk.
Do rzeczy. Konstrukcja - leży. Nie tego uczył Hitchcock. Uderzenia pewnie połowa widzów nie zauważyła. :-) Zakończenie (zakończenie filmu) - brak. Muzyka ('fachowcy' wymagają od recenzenta oceny muzyki) - nie zauważyłem, może to i dobrze. Scenariusz - to nie jest scenariusz na film tylko na sztukę. Aktorstwo - w zagranicznych filmach nie oceniam aktorstwa ze względu na 'tłumik' emocjonalny wynikający z różnic językowo-kulturowych, w normalnym teatrze można by je zapewne ocenić. Po za tym czwórka wybitnych aktorów i nic poza tym to zbyt wiele. Reżyseria - ok, ale to ciągłe wychodzenie i wracanie - strasznie sztuczne, w teatrze..... ileż można. Kamera, montaż i tego typu rzeczy - o czym my mówimy?! Ogólnie jest słabo i niepotrzebnie.
Powinienem napisać, że nie rozumiem wysokich ocen, ale rozumiem. Po prostu znawcy się nie znajo.
A może tak jeszcze odnieść się do treści? To jest najważniejsze a nie montaż, dźwięk i muzyka.
To chyba jasne: treść nie ma znaczenia.
Ta treść w teatrze to przeciętna sztuka, ta treść w kinie, jak widzimy, to słabe, niepotrzebne kino.
O montażu, dźwięku i muzyce nie powiedziałem prawie niczego.
W filmie, czy w sztuce treść nie ma znaczenia? To po co oglądasz w ogóle cokolwiek?