Cały film pachnie trochę Allen'em. Oglądając, mam wrażenie jakby miał zaraz wejść do pokoju jako neurotyczny sąsiad bądź gospodarz domu. Nie wiem czemu?:) Może to tylko Nowy Jork za oknem?:)
Heh, gdyby wszedł, z pewnością film byłby lepszy.
:)) takie same odniosłam wrażenie :) i dlatego film uważam za świetny - całkiem w moim guście :) Foster trochę nagięta ze swoimi wybuchami i żyłami na szyi, ale całokształt na 8
jak dla mnie ona w tym filmie jest kwintesencją WASP:) zwłaszcza z tymi żyłami na szyi i łkaniem nad zarzyganym albumem:) aż chciałoby się by Winslet wszystkie te albumy jej tak elegancko załatwiła:)
Obejrzawszy wszystkie filmy Allena (które on reżyserował) i będąc ogromnym fanem jego twórczości, jakoś nie podzielam Twoich odczuć. Ja tam czułem wyłącznie Polańskiego, wyciekał wręcz z każdego ujęcia. Sama scena otwarcia to Polański w czystej formie (przywodzi mi na myśl trochę początek Dziewiątych Wrót). Być może Twój wniosek opiera się na dialogach - w końcu Rzeź to jeden z "tych" filmów, w których warstwa dialogowa pełni rolę nadrzędną, a jest to charakterystyka połowy filmów Allena. Ale to nie są "takie" dialogi, to w żadnym wypadku nie jest Allen, nie tylko pod względem dialogów, ale przede wszystkim - pod względem wizualnym. W ogóle nie widzę tam miejsca dla neurotycznego sąsiada; tak jak jest - jest idealnie. A czy film byłby lepszy, gdyby wszedł? Z pewnością byłby inny.