Film polecil mi znajomy - "swietna praca kamery". Staralem sie ogladac film swiadomie, ale nie znalazlem w nim nic godnego uwagi, ten film milczy. Kolega 1 oglada Hitlerka, kolega 2 gra w gre komputerowa i co to jest? Przeslanie filmu, zart jakis? Widzialem lepsze zdjecia i lepszy montaz. Widzilem gorsze filmy, a nawet one mialy cos w sobie. Pustka jest tu centrum, wszystko, wlacznie z fabula i zalążkami przeslania, rozpuszcza sie w niej. To w istocie niezwykle, ale nie pojmuje sensu tego zabiegu. Zlo z punktu widzenia Boga? Z nieba do piekla bez przystankow pomiedzy? W jakim celu taki kontrast? Po przeczytaniu swietnie pisanych komentarzy marii, zaczalem watpic we wlasna wrazliwosc (choc moje ego broni sie wskazujac na nadinterpretacje tego filmu). Kazdy myslotwor mozna znalezc w plynacych na filmie chmurach. Niechze mi lepiej dadza filmowcy sposobnosc zblizyc sie do pustego nieba. Przywyklem do tego, ze film, jako srodek przekazu, cos porusza we mnie jako odbiorcy. Nie lubie filmow Almodovara, co nie przeszkadza mi czuc jego klimatu i humoru, docenic wnikliwosci badania relacji miedzyludzkich. Obejrzenie Elephanta bylo jak uslyszenie szumu na czestotliwosci na ktorej spodziewalem sie, ze radiostacja nadaje. Moze moje radio sie zestarzalo, moze to nowa muzyka.
Zawsze staram sie w swoich komentarzach przerysowywać akcenty zawarte w filmie. Tylko w ten sposób, przesadnie wyolbrzymiając, mogę je właściewie spostrzec. Oglądając tylko widzę, analizując uświadamiam sobie. Stąd być może pokrętne, ale (mam nadzieję) pobudzające do myślenia komentarze.
W każdym razie dziękuję za ich przeczytanie, bo i piszę je z myślą nie tylko o własnej refleksji.
Być może nawet, dzięki twojej opinii, obejrzę Elephanta jeszcze raz (żeby dostrzec więcej). Tym bardziej, że niebawem premiera filmu o Hitlerze (o ludzkim wizerunku Hitlera).