Jak dla mnie, motyw "ekscentrycznej, nieco zwariowanej" kobitki z sąsiedztwa został wyczerpany - i to na wieki - w "Śniadaniu u Tiffany'ego". I ani (niezdarne) wprowadzenie sąsiada-transwestyty, ani choroba głównej bohaterki, ani brak happy-endu tego nie zmienią.
Amen
Sztampa, banalne estetyzowanie, przeslodzenie, tandeta, marna gra aktorska, jarmark, pustka,plytkosc, sczezla egzaltacja-to kilka tylko okreslen dla tego zalosnego gniota! nie bez powodu glowni aktorzy zostali nominowani do zlotych malin...nie jest to z pewnoscia pozycja dla wytrawnych kinomanow...
Ja niewytrawny kinoman lubię zasiąść w listopadowy wieczór i obejrzeć ten film na przykład po to , by przypomnieć sobie co w życiu najważniejsze.
Urzekła mnie historia przedstawiona w tym filmie i tyle na ten temat.
Również zauważałam niedociągnięcia w grze aktorskiej, montaż mógłby być lepszy w niektórych momentach, lepiej wykorzystany potencjał poszczególnych ujęć... Ale co z tego? Film jest piękny - i tak jak życie, ten akurat film, być może wcale nie musi być doskonały. Wytrawny kinoman, a mniemam, że i ten także posiada wrażliwość, powinien przymknąć oko na niedociągnięcia i cieszyć się samą opowiedzianą historią (i czerpać z niej). Uff, zdążyłam jeszcze w listopadzie :)