że sierżant Gunn (Belushi) jest skończonym idiotą! Na wiele głupot w filmach zazwyczaj
przymykam oko, jeśli akcja jest dobra i angażująca (np. na fakt, że Niemcy tutaj przy drugim
podejściu nadal atakują bezładną chmarą), ale to dotyczy podstawy fabuły. Otóż sierżant ma taki
plan (mały spojler):
Są z boku linii frontu, w środku pustyni. Przy studni, która właśnie wyschła. Naciera na nich
niemiecki batalion, który chce oskrzydlić linie aliantów. Ten batalion potrzebuje jednak wody do
wykonania zadania. Kieruje się więc do studni. Są przekonani, że woda tam jest, chociaż tak
naprawdę nie ma. Belushi z ekipą mogliby więc zostawić jeńców, spokojnie odjechać z nabranym
zapasem wody i dać Szwabom zdechnąć z pragnienia. Ale co robi sierżant? On nie, on chce
stawić bohaterski opór i wytłuc batalion wroga, aby nie oskrzydlił jego wojsk - chociaż tego samego
mógłby dokonać brak wody! I alianci stawiają dzielny opór i narażają życie - szkoda tylko, że k***a
na próżno! Spytacie, dobra, ale wtedy nie byłoby walki. Hmm, a może ta woda niechby po prostu
tam BYŁA?!
Pomijając jednak tę i parę pomniejszych durnot, film generalnie dobrze ogląda. Akcja jest niezła,
nie ma dłużyzn, aktorzy się w miarę spisali... Stąd ostatecznie 7/10, chociaż nie tyle dla filmu
wojennego, co raczej przyjemnego, odmóżdżającego akcyjniaka.