Wiele spodziewałam się po tym filmie, spotkało mnie tylko rozczarowanie i wręcz rozgoryczenie. Nie wiem, kim prywatnie są autorzy tego filmu, nie wiem, z jakimi problemami się spotykają i borykają na co dzień, ale rozumiem, że chcieli pokazać przeciętnemu widzowi, jak wygląda życie z... no właśnie - depresją? Pokazać, że ta choroba dotyka każdego, że to nie jest fanaberia, ale właśnie CHOROBA? I powstał film o depresji i samobójstwie - od żyjących bez depresji dla innych im podobnych. Z seansu wyszłam zażenowana. Myślę, że Komasa okropnie spłycił temat rozpaczy, która jest bezdenna, mimo że zwykle nie ma żadnych poważnych powodów.
Faktycznie problem depresji jedynie liźnięty i delikatnie spłycony, ale motywem przewodnim były relacje rodziców z dzieckiem, a w zasadzie ich brak:)
PS skąd taka wiedza na temat depresji??
Nie twierdzę, że film tematycznie jest zbliżony do "Przerwanej lekcji muzyki" czy "Pokolenia P" albo "Przekleństw niewinności", ale fakt faktem, spodziewałam się czegoś innego.
Po prostu jakoś do mnie nie przemawia ten film, wyjątkowo nie potrafię się wczuć w sytuację głównego bohatera, coś mi śmierdzi w niej, ale nie potrafię nazwać, co dokładnie.
("Wiedza" pochodzi z autopsji, chociaż forum to chyba nie najlepsze miejsce na takie informacje).
Nawet nie ma co porównywać tego filmu do przerwanej lekcji:) za poruszenie takiego tematu w polskim filmie już należy się nagroda, nawet z jakimiś niedociągnięciami. W towarzystwie podłych pseudo romantycznych komedii ( nie mam tu na myśli rejsu:) ), gdzie grają, a w zasadzie występują, wciąż ci sami aktorzy ten film jest wyjątkowy.
tak jak mój przedmówca w tym filmie nie chodziło o pokazanie depresji czy jakieś jej tam odmiany ( nie jestem lekarzem ) a o pokazanie bezsilności rodziców . Mieli kasę , znajomości , a nie uratowali go .
są filmy o depresji ale ten o niej nie był. ja nigdy chyba problemow depresyjnych nie miałem ale i tak jak na mnie tej psychologii i dylematow cierpienia i rozpaczy bylo naprawde az nadto grubo powyzej normy do ktorej jestem przyzwyczajony. Pewnie gdybym przechodzil depresje film wydawalby sie plytki. Tak to chyba jest...
Film pokazuje kawałek z życia Dominika, splot zdarzeń, który na tle sprawnie nakreślonych przez reżysera okoliczności, prowadzi bohatera do kulminacyjnego punktu filmu (bez spojlera).
Nie da się do końca jednoznacznie określić, że np. jest to film o depresji, albo że NIE jest o depresji. To nie jest film dydaktyczny, który można zakwalifikować jednoznacznie do jednej szufladki. Nie mozna opisać go jednem zdaniem w ten sposób: przedstawia taki a taki problem, którego źródłem jest takie a takie zło, a który trzeba rozwiązać w ten a ten, jeden jedyny słuszny sposób. Reżyser nie stawia z góry tezy, którą potem próbuje na siłę udowodnić , podczas gdy reszta obrazu jest jedynie tłem. Tu każdy detal jest równoważny i razem tworzą spójną całość. Tak do końca nie jest to film ani o depresji, ani o hirikkomori, ani o niezrozumianym Emo, ani o prześladowanym geju /czy w ogóle o geju?/. Ani o wrażliwym chłopcu i złych rodzicach, ani też o zapracowanych rodzicach i niewdzięcznym rozpieszczonym jedynaku. Bo na każdą z tych tez znajdą się argumenty i kontr-argumenty. Ten film nie wartościuje w tak prymitywny sposób, nie daje gotowych odpowiedzi; reżyser daje wolną rękę w ocenie tego, co dzieje się na ekranie. Jest pokazana pewna historia, i tyle. A to, jak ją ocenisz, jak zinterpretujesz przyczyny i skutki, zależy od Ciebie, twoich doświadczeń życiowych, poglądów, wrażliwości, itd. Więc wszelkie próby uproszczenia i sprowadzenia wszystkiego do kwestii: „to o czym to jest, jak nie o depresji?”, ZAWODZĄ, co doskonale widać na przykładzie setek gorących dyskusji toczonych tu na forum. Film nie pozostawia obojętnym, wywołuje emocje - niektórych zachwyca, innych uwiera lub wręcz boli. I samo to już jest (przynajmniej dla mnie) wielkim sukcesem.