Młodzież naśmiewająca się publicznie z wrażliwych rówieśników - niby nic nowego, ale internet może spotęgować uczucie zaszczucia u wyśmiewanych, a i wyśmiewający są okrutniejsi, skryci za pozorną anonimowością ekranów komputerowych.
Dorośli goniący za nie wiadomo czym, kult "rozwijania się", awansu - też niby nic nowego, ale teraz, mimo techniki, która powinna nam dać więcej czasu, mają tego czasu coraz mniej. Skupieni na sobie, realizujący tylko swoje cele, myśląc że wszystko mogą i nad wszystkim panują.
"Nowoczesna" rodzina 2+1, gdzie dwoje takich "rozwijających się" rodziców zapewnia wszystkie dobra swojemu wychuchanemu synkowi, zaplanowawszy nie tylko życie swoje, ale i swojego jedynego dziecka, dysponujący wszystkim, tylko nie czasem dla swojego pupila.
No i ten syn, gwiazda szkoły, bogaty pyszałkowaty bufon, który nagle spada z piedestału na samo dno, wciągając się w wyuzdaną grę, która okazuje się początkiem katastrofy w życiu towarzyskim.
I ratunek w grupce ludzi, którzy w internecie znajdują swój azyl, a raczej nie azyl, lecz zatracenie, odrzucając zastany świat i pielęgnując swoja depresję.
Dużo tematów i wiarygodnie zarysowana rzeczywistość.
Brak jest za to odpowiedzi i perspektyw na ratunek, ale taka konwencja... i odpowiedź mogłaby wszystko zepsuć.
Może brak jakichkolwiek elementów religii w życiu tych ludzi, odejście od hamulców i zasad (wyuzdanie, skupienie na bogactwie, nihilizm, znudzenie życiem) jest tym czymś? Coś czego w filmie nie ma może jest właśnie sugestią przyczyny upadku? I może wcale nie było to celem twórców filmu, ale ja wolę tak to odbierać, bo takie coś nadaje temu filmowi więcej sensu. Samo ukazanie rozpadu i przesłanie w stylu "trzeba więcej rozmawiać" to byłoby chyba jednak za mało
A co można poradzić jeśli sytuacja jest już tak krytyczna? Akcja rozgrywa się w momencie kiedy jest za późno, a jedyną pomoc może nieść długotrwała terapia psychoterapeutyczna, której nie byłoby sensu poświęcać filmu.
Wszystko, co zostało pokazane, a więc przede wszystkim wszystko będące efektem głębokiej ignorancji rodziców Dominika to przyczyny katastrofy.
A więc film daje odpowiedź, bo odpowiedzią jest oczywiście profilaktyka.
Bardzo się zgadzam z tą profilaktyką, to w żadnym razie nie jest film o "leczeniu". pierwszy psychiatra którego wynajęli zwrócił uwagę, że na to potrzeba czasu, ale trafił na rodziców, dla których wykształcenie dziecka było ważniejsze od niego samego. Piękny przykład braku komunikacji w relacji rodzic - dziecko, a także wyparcia problemu ("w dupie ci się poprzewracało" itd.)
Nie bardzo za to wiem o co chodzi z tym wyuzdaniem i nihilizmem, chłopak miał po prostu depresję, to może dotknąć każdego.
Wydaje mi się, że kolega pisząc "wyuzdanie" miał na myśli początek filmu, zwłaszcza studniówkę i ten męski pocałunek, od którego zaczęły się problemy głównego bohatera.
Mnie zdołował, czym jestem w sumie zaskoczona, bo generalnie wyrastam na Davidzie Lynchu. A mimo to wpłynął na mnie całkiem negatywnie.
Nie jest na to na pewno jakaś perełka kina ani też nic specjalnie specjalnego (jeśli mogę tak powiedzieć;)), ale film warto obejrzeć, bo jest ciekawie skonstruowany plus tylko troszeczkę naiwny; zwłaszcza jeśli przerysowanie traktować jako zabieg celowy.
Trochę nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony racja- trochę mnie do tego filmu przekonałeś, na tyle, żeby nie pisać od razu o rozpieszczonych gówniarzach którym wystarczyłby weekend w normalnej pracy żeby się otrząsnąć...z drugiej, no właśnie. Główny bohater wydaje mi się jakiś taki nierealny, egzaltowany na siłę, typ "o boże, czym i kim ja nie jestem". Nie wiem, może rzeczywistość przedstawiona zbyt odbiega od mojej żeby móc się w nią wpuklić bez uczucia irytacji? Albo zapomniałam jak to być nastolatkiem, takim dojrzewajacym? Tyle, że przecież ten chłopak ma 19 lat, nie 14. Powinien coś już w głowie mieć, jakieś chociażby zaczątki własnego myślenia. Rodzice się nie interesują- no niby źle, ale to już dorosły człowiek prawie. Nie potrzebuje maminej spódnicy i ojcowego autorytetu, klasa maturalna to nie przedszkole. Trudne to wszystko, ale da się. Natomiast przez cały film widziałam chłoptasia który ma za dużo i musi sobie problemy wymyślać. Są gorsze tragedie niż zimni rodzice, mnóstwo kasy, prywatna szkoła, problemy z definicją własnej seksualności i ukraińska sprzątaczka na każde zawołanie. I ludzie jakoś z tego wychodzą bez ćpania w kiblu.
Kiedy wszystko idzie łatwo, szybko i bezproblemowo, jak we wzorcach z tivi i kolorowych gazet, to można zrozumieć, że zetknięcie z czymkolwiek trudnym, może załamać, tak jak nieuodpornionego może zabić zwykłe przeziębienie. Ludzie, którym życie nie stawiało większego oporu nie sądzą, że taki opór może się pojawić. I zdaje mi się, że w otaczającej nas rzeczywistości coraz wyraźniej widać tendencję do takiej łatwizny a przejawami są np. rozwody, singlostwo (nowocześnie nazwana samotność), brak dzieci (bo to kłopot i wydatki), czy chociażby przerzucanie się na wirtualną rzeczywistość. No ale Bóg w końcu coś zwykle zsyła na otrzeźwienie... tyle, że nie wszyscy trzeźwieją:)