Zawsze stroniłem od wylewania jakichkolwiek refleksji na forum, tym razem się przełamię.
Pamiętam jak w 2011 Sala Samobójców wchodziła do kin, był to przełomowy moment dla polskiego kina m.in. dlatego, że poruszał on temat niezwykle istotny dla nastolatków tj. uciekanie od rzeczywistości i stawianie internetu nad otaczający nas świat realny. Niezwykle przełomowy dlatego, że nie pamiętam, by jakikolwiek polski film, przyciągnąłby tak dużą ilość młodych ludzi (ofc nie tylko młodych) przed odbiorniki. Przełomowy dlatego, że jako pierwszy użył animacji w tak dużym stopniu, tj. tytułowej Sali Samobójców.
Jest to film, który wywarł na mnie ogromne wrażenie i jest jednym z najważniejszych filmów ogółem. Miałem po nim chwilową depresję, chciałem być Dominikiem, fryzura na Biebera i czarne włosy pomagały mi się z nim utożsamić jeszcze bardziej, dodając do tego fakt, że byłem mocno uzależniony od komputera i internetu. Codziennie idąc do szkoły, w słuchawkach grał mi Billy Talent - Nothing to lose i trwalo to tygodniami.
Był to film, o którym mówił każdy, przynajmniej w moim środowisku. Niezwykle ważny dla nastolatków takich jak ja.
Po co o tym piszę? Dlatego, że po prawie dekadzie Sala Samobójców wraca w nowej odsłonie i miałem okazję odegrać w niej krótki epizod. Jest to dla mnie niezwykle ważne, dlatego chciałem się tym podzielić. Dla ludzi z branży, być może nie jest to nic wielkiego, jednak dla mnie - psychofana twórczości Janka, to spełnienie marzeń. W sumie, to nawet bym sobie tego nie wymarzył. Jestem wdzięczny oraz niezwykle szczęśliwy, ze mogłem dołożyć swoją małą cegiełkę do drugiej części kultowej Sali Samobójców.
Dziękuję po stokroć Jan Komasa że dałeś mi tę szansę. Luv ya, bro!!!!❤️ Pozdrawiam, hinduski dostawca.
Gratuluję, rewelacyjna rola epizodyczna. Mocno zapada w pamięć.
Co do utożsamiania się z Dominikiem… Weźcie mi nie mówcie… Praktycznie większość rzeczy się zgadza. I to nie jakieś spektakularne jak uzależnienie od internetu. Robisz coś głupiego w liceum, nie jedną rzecz, lecz więcej, i nie wiesz, czy inni uczniowie cię podziwiają, czy też śmieją się z ciebie. Ktoś puszcza w przestrzeni publicznej irytującą muzykę, masz ochotę go pobić, ale tego nie robisz, bo życie to nie film, a poza tym jesteś dziewczyną. Dziewczyny nie biją się. Gubisz się w przestrzeni publicznej, mylą ci się przyciski w windzie, obijasz się o drzwi, znajdujesz w internecie jakieś chore filmiki, nie możesz ich nie obejrzeć, tak po prostu jest. Brzmi znajomo? Robisz kolejne widowisko, tym razem przy rodzicach, albo przy innym autorytecie. Potem myślisz, że coś jest z tobą nie tak, nikt nie umie tego zdefiniować, wpadasz w gorsze zaburzenia nastroju, “bez powodu”, “nic ci nie jest”. Dlaczego wobec tego myślisz, że może się to skończyć jak kończy się film? Przeżywasz to w kółko i w pętli. Jednak żyjesz. Przechodzisz w inną inkarnację - hejtera. Internetowego trolla.