Angelina Jolie ma w sobie dumę i gdy unosi wysoko podbródek, jej oczy patrzą na wszystko i wszystkich z wyższością. Nie wiem jaka jest w prawdziwym życiu, niezbyt mnie to interesuje, ale tak zwykle (nie mówię, że zawsze, bo nie widziałam wszystkich jej tytułów) gra w filmach. I taką ją lubię. Idealnie pasowała do roli Salt.
Ciekawiła mnie fabuła filmu, choć niekoniecznie oryginalna i pomysłowa, jednak gładko wpasowana w mój gust. Koleżanka polecała, więc obejrzałam i... Cóż, na pewno nie czułam się jakoś bardzo zawiedziona. Po seansie nie miałam wrażenia, jakbym zmarnowała bezpowrotnie prawie dwie godziny życia. Nie byłam też jednak tak podekscytowana i zaszokowana zwrotami akcji, jak moja koleżanka. Miejscami owszem, coś tam mnie zaskoczyło (w sumie jedynie postać Wintera i Lewisa), ale reszta wydawała mi się do bólu przewidywalna. Może za długo już siedzę w podobnych gatunkach...
Piruety w powietrzu i akrobacje Salt wprawiłyby w zakłopotanie nawet Spider-mana. Oglądało się fajnie, ale film zdecydowanie wybitny nie jest. Coś z worka "Można, nie trzeba".
Za dobra rozrywkę w wolny, zimny wieczór daję ocenę 6/10.