Lubię czasem oglądnąć "gumę do żucia dla oczu" w stylu w stylu Pozdrowienia z Paryża, czy
Mission impossible 2 lub 3 (bo jedynka De Palmy to jednak inna bajka - pastisz fimów
szpiegowskich, nawiązanie do kultowego serialu, fajne kreacje aktorskie - Voigt, Reno). Salt
to jednak straszna kaszanka - film jest po prostu beznadziejnie głupi - intryga rodem z
Austina Powersa, sceny akcji - do zaakceptowania jedynie w wykonaniu Batmana lub
Spidermana (w konwecji komiks-superbohaterowie można przymknąć oko na
nieprawdopodobieństwa scenariusza). Sceny walki wręcz po prostu śmieszą do łez - twórcy
filmu lekceważą podstawowe prawa fizyki - kobietka ważąca tak "na oko" 50-60 kg,
filigranowej budowy ciała "napierdala" i rzuca po ścianach 100 kg bysiorami, z których
większość to przeszkoleni w samoobronie agenci CIA/FBI lub pracownicy ochrony moszący
w dodatku kamizelki kuloodporne.