po "Samurai Princess" sięgnąłem skuszony porównaniami do "Tokyo Gore Police" i "Machine Girl", ale przyznam że srogo się zawiodłem. niby z pozoru jest to bardzo podobna rozrywka: znów mnóstwo gore, groteska i makabra posunięta do granic śmieszności. niestety, zawodzi przede wszystkim amatorskie wykonanie i bezsensowny scenariusz. dominują tu tanie komputerowe tricki, dzięki którym większość napakowanych krwią i fruwającymi kończynami scen jest nijaka, by nie rzec - niesmaczna. istne szaleństwo kiczu i tandety - tyle że z reguły akurat w tym negatywnym sensie. pomysł na historię był całkiem niezły, pokutują tu typowo cyberpunkowe klimaty, ale to jak akcja została poprowadzona woła o pomstę do nieba. wszystkie elementy układanki porozrzucane bez ładu i składu, stopień natężenia chaosu sprawia że seans zwyczajnie nuży. do tego koślawe aktorstwo bandy nieuzdolnionych szczeniaków. razem sprawia to wrażenie zabawy w podchody w lesie grupki nastolatków w ekstrawaganckich ciuszkach, którzy przy okazji wzięli ze sobą cyfrową kamerę i stwierdzili ze można coś z tego zmontować. można, ale niekoniecznie trzeba to oglądać.