Özpetek w „Rosso Istanbul” wyznaje zasadę, że istotniejsze od samego przeżywania życia jest jego opowiadanie. Dzięki tej książce chyba lepiej rozumiem kolejne filmy. A przynajmniej ten wydał mi się właśnie mistrzowską opowieścią, bo nagromadzenie elementów komicznych, dramatycznych i tragicznych raczej przekracza ramy wiarygodności i prawdopodobieństwa tak opowiedzianej historii. Jako opowieść to film genialny – zaskakująco pięknie łączący to, co we włoskim społeczeństwie jest powodem do dumy, i to, co utrudnia, dramatyzuje codzienność. Ale są też bardzo osobiste smaczki jak wspaniała scena tańca w deszczu do tureckiej piosenki. Ferzan Özpetek opowiada o miłości w równie nietuzinkowy sposób co Almodóvar. Umie ją opowiedzieć przez pryzmat tragedii i śmierci. Bardzo dobry film.