najpierw dramat obyczajowy z nutką życiowego humoru Woodiego [jak tekst o chińczykach i operacjach plastycznych]
potem bardzo śmieszna czarna komedia przeplatana z całkiem trzymającym w napięciu "ludzkim" thrillerem
i na końcu dramat, a raczej tragedia. [skojarzenia np. z Antygoną].
film śmieszy, smuci, przeraża, trzyma w napięciu, nie nudzi. takie są moje odczucia po wyjściu z kina. trzeba mu dać czas, poświęcić trochę uwagi bo warto.
nie rozumiem zarzutów, że Dostojewski już wykorzystał motyw zbrodni, kary i wyrzutów sumienia itp i zrobił to lepiej. bez sensu.
to że Andrew Kevin Walker wykorzystał motyw seryjnego zbójcy w genialny sposób, nie znaczy w cale, że nie ma po co kręcić filmów z podobnym motywem.
zresztą "Sen Kasandy" to film o czymś innym niż "Zbrodnia i kara", właściwie zupełnie innym.
to film o pieniądzach, o rodzinie, presji chęci odwdzięczenia się za przysługę, o ludzkich słabościach, o przekraczaniu granic, których lepiej nie przekraczać, pokazuje, że straszne nie jest to co jest krwawe i upiorne, tylko to co jest realne i tragiczne, smutne, przykre, pokazuje też, że sytuacja tragiczna i smutna oglądana z innego punktu widzenia, z dystansem, może stać się zabawna, że nawet smutna historia zawsze ma zabawne chwile... w filmie można dostrzec wiele.
ponadto film ma świetne dialogi, jest genialnie zagrany, ma dobre zdjęcia i muzykę.
w sumie nie mam mu nic do zarzucenia.
rozumiem też, że film może się nie podobać, nie najeżdżam na takich ludzi, żeby nie było. ale dla mnie jest genialny.