Totalnie nijaki film jakich tysiące. Bohater "po przejściach", z zanikami świadomości okazuje się jedynym który ma przetransportować nieśmiertelnego człowieka-mutanta. Mutant ma moce, więc wzbudza zainteresowania i chęć posiadania. Takie pomieszanie Bendera i lorda Vadera, bo potrafi zgniatać i przesuwać przedmioty siłą woli.
Parę fajnych scen, trochę sensacji, ale 90% to pseudofilozoficzne dialogi o sensie życia, losach cywilizacji, łzy w oczach i smutek wyalienowanych jednostek. Tu coś o śmierci, tu o nadziei, potem strzelanina i znów dyskusje "po co żyć".
Wynudziłem się setnie, lepiej obejrzeć "Rolnik szuka żony" lub odkurzyć na tarasie.
Przesadzasz. Fakt, że trudno nazwać to sf a film nie jest dobry i zdecydowanie za długi. Etiuda wystarczyłaby. Ale czy nie warto wciąż zastanawiać się, gdzie leży ta granica człowieczeństwa..? Myślę, że to jedno z ważniejszych pytań, na które powinniśmy sobie odpowiadać. Najlepiej codziennie.
( po chrześcijańsku to rachunek sumienia)
Nikomu jeszcze nie zaszkodził. Bo myślenie nie szkodzi,po prostu. ;-)
Myślę że sporo winy jest w kategoryzacji filmu. Spodziewałem się na jakieś fajne azjatyckie s-f, a wyszedł dramat psychologiczny z dodanymi wybuchającymi dronami :-)
Z tym tylko że sam aspekt psychologiczny został spłycony do granic przyzwoitości. Dialogi w stylu:
- uratuj mnie...
- dlaczego?
- bo chcę żyć...
- po co?
- by się cieszyć życiem, a jestem chory...
- dlaczego jesteś chory?
- to chyba kara...
- więc dlaczego mam cię uratować?
- bo cię o to proszę...
- a jesteś wart uratowania?
- ....
niesamowicie mnie irytowały. Jakby to było epizodyczne to ujdzie, ale co chwilę taka filozoficzna papka, do tego płaczący faceci jak tylko "pomyślą o życiu", dyskusje o wieczności i jabłkach, dywagacje kto kogo okłamał i dlaczego, no i co najlepiej zrobić jak ktoś się boi i trzeba to zakończyć.
Cóż, nie zaprzeczę i to nie z grzeczności :-)
Słusznie wytknąłeś dialogi-kładą nawet najbardziej opornych na zidiocenie językowe. Dlatego wskazywałam etiudę jako rozwiązanie dla filmowca,który bardzo chciał"mielić" ten temat po koreańsku ;-).
A jednak obejrzeliśmy film do końca(?)..tak myślę. Zastanawiam się często dlaczego niektóre filmy kończę, pomimo prognostyk,że nie będzie już lepiej a innym szansy nie daję. Dochodzę do wniosku, że zwyczajnie jestem leniwa,tymi razy, i uciekam od myślenia.
;-)
Osobiście mało mam filmów do których nie dotrwałem do końca, nawet Ciacho i Kac Wawę dałem rady :) Tutaj już w 1/3 było wiadomo o czym jest ten film, ale generalnie nie był to paździerz kinowy.
I chyba rzeczywiście krótsza forma byłaby ciekawsza, bez tego wykładnia wszystkiego na ławę, tłumaczenia każdego wątku, łzawych opowieści, ludzi "na zakręcie" itd. Ale - jakby nie było - to kino azjatyckie, które rządzi się swoimi prawami :-)
Jeśli coś mnie maksymalnie wynudziło, to nie film tylko Wasze opinie. Nie jest to może arcydzieło, ale film jest o niebo lepszy od całej masy nadętego kitu typu Avengers, Kapitana Ameryki, czy Supermena, na widok których sracie w gacie ze szczęścia. ;)
Akurat tu się zgodzę, bo dla mnie Avengersy i inne tego typu uniwersa to kupa niemożebna :-) Ale nie porównujmy hollywoodzkich popkulturowych masówek do azjatyckiego kina psychologicznego, to tak jakby dwie różne szufladki.
A Seo-bok według mnie jest filmem słabym, zarówno w kategorii s-f, jaki i filmu psychologicznego, jak i filmu sensacyjnego. Oglądałem go chyba z miesiąc temu i z tego co pamiętam to niewiele z niego pamiętam :-) a to już słabo.
Gdybym miała porównywać, to raczej z "Ghost in the Shell" na przykład, chociaż to kino koreańskie, więc rządzi się swoimi prawami ;) Tu już na wejściu było wiadomo, o czym będzie mowa, bo aktorzy zostali obsadzeni bardzo zachowawczo. Dla Gong Yoo była to kolejna rola osoby z problemami, która ratuje ludzkość, a Park Bo-Gum znów był wybitną indywidualnością, którą trzeba się opiekować. Mimo tego z przyjemnością obejrzałam całość, bo panowie się postarali i zagrali bardzo porządnie, efekty specjalne były zaskakująco dobre, przedstawiony problem etyczny ciągle (niestety) aktualny, a koło, które zatoczył scenariusz - dość jednak osobliwe.