PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=108605}
6,9 24 652
oceny
6,9 10 1 24652
7,2 4
oceny krytyków
Serenity
powrót do forum filmu Serenity

Zakochałem się w serialu Firefly - wspaniała opowieść o tym co kochamy w westernach, przeniesionym do SF: przyjaźni, honorze, istotnych wartościach. Z dużą dawką humoru i fajnymi postaciami. Zachęcony tym wszystkim włączyłem Serenity.

Co to ma być?

Zamiast opowieści o wartościach dostajemy sieczkę na ekranie. To, co cechowało bohaterów serialu, w filmie nie występuje (mam wrażenie, że to inni ludzie). Klimat westernu ogranicza się do tego, że kapitan nosi kowbojską kaburę na pistolet. Zamiast grupy ciekawych ludzi szukających swojego miejsca w kosmosie dostajemy bandę sukinsynów spod ciemnej gwiazdy.

Udowadniam swoje tezy, czyli czas na SPOILERY.

Kapitan, który w serialu jest honorowym człowiekiem, tu o tym nie pamięta. Zabić niewinnego człowieka (początek filmu) - nie ma sprawy. Wywalić z załogi dwie osoby, za którymi wcześniej poszedłby w ogień, tylko dlatego, że były w jego załodze (lekarz i River) - nie ma sprawy. Moje ulubione: w serialu powiedzieć, że jeśli kogoś zabijesz, to będzie on uzbrojony i gotowy, po czym usłyszawszy, że Twój oponent nie ma broni, z radością go zastrzelić? (czarnoskóry agent u Inary) - oczywiście, widzimy, że to ten sam człowiek.

Szemrany Jeyne z radością idzie na pewną śmierć. Kochająca Zoe bez mrugnięcia okiem zostawia męża nie sprawdzając czy jeszcze żyje. Szanujący niezależność i wolność kapitan grozi swej załodze, że ją zastrzeli, jeśli nie zrobi tego, co karze. Wzdragający się od przemocy i nieśmiały lekarz wrzeszczy na wszystkich i wali kapitana w pysk. Bezbronna River staje się idealnym zabójcą (czy nie ma innych tematów eksperymentów na człowieku niż stworzenie super-mordercy?!?!?). Przerażający Łupieżcy stają się mięsem armatnim.

Tematem dzieła przestają być trudne wybory, wierność zasadom, pokonywanie trudności przez prawość i uczciwość. Teraz patrzymy tylko kto wygra okładanie się na pięści.

No tak się wkurzyłem, że musiałem to napisać.

A taki fajny serial był. Spieprzyli raz, zamykając jego produkcję. Spieprzyli 10 razy robiąc taką kontynuację. Mam nadzieje, że jeśli kiedykolwiek wznowią pracę nad serialem, pominą ten niezręczny epizod grobowym milczeniem.

ocenił(a) film na 8
Christu

Niestety nie wznowią, choć serial stanowczo na to zasługiwał, ale dekada to dużo czasu, seriale to obecnie poważny biznes i dla garstki zapaleńców się przysługi nie robi. Muszę odpisać, bo jakkolwiek można by tak ocenić, jak oceniasz, gdyby pełny tytuł Serenity brzmiał "Season 1 Episode 16 - Serenity", to tu sprawa ma się trochę inaczej. Twórcy dostali dość rzadką możliwość zamknięcia opowieści, której przedwczesne zakończenie serii dało w istocie ledwie zalążek. Musieli w jednym filmie zamieścić to, co normalnie rozwijali by przez sezon albo i więcej. I trzeba brać poprawkę na to, jakimi środkami dysponowali- zwłaszcza ograniczonym czasem.

SPOILERY!!!

Film zaczyna się swoistym momentem kulminacyjnym, ale serii (bez jej znajomości i wzięcia poprawki na kilka założeń jest dość chaotyczny)- ewidentnym kryzysem kapitana, który pozwolił odejść Inarze i... cóż, niezbyt sobie z tym radzi. Możemy się domyślać, że minęło co najmniej kilka tygodni od serii, gdyż wszyscy zdołali jakoś oswoić się zarówno z brakiem Inary, jak i z groźnymi zapędami River. W tej ciszy przed burzą w niepokój popadają zarówno Simon, który ma świadomość, że niebezpieczeństwo nie zniknęło, mimo, że chwilowo wszystko przycichło, jak i kapitan, w którym kotłuje się obawa przed prześladowcami River i frustracja z powodu Inary. Tym samym próbuje wrócić do normalności, organizując kolejny skok, ale jednocześnie podświadomie szuka zaczepki więc prowokuje Simona żądając uczestnictwa mocno niestabilnej River, która ma sobie zasłużyć na miejsce w załodze. Niby jej umiejętności są obiektywnie przydatne, niby akcja jest z gatunku mniej ryzykownych, ale River jest ledwie pozbierana i jest to obiektywnie za wcześnie. Mi się wszystko zgadza, a to, że twórcy nie mieli czasu ukazać ewolucji nastrojów i charakterów bohaterów, to mnie boli, ale jestem w stanie to zrozumieć. W każdym razie to uzasadnia konflikt kapitana z Simonem, a późniejsze zachowanie Mala najlepiej dowodzi, że nie miał realnej, stanowczej intencji pozbyć się ich.

Zrzuca tego człowieka, bo rzeczywiście zaczyna starać się pozbierać, a w obliczu konfliktów, jakie nim targają, nie za bardzo jest w stanie podejmować jednostkowe decyzje i stara się za wszelką cenę skupić na swoim kodeksie, Który nakazuje w pierwszej kolejności chronić swoją załogę. Tego by nie zrzucił, zaraz wskoczyłoby trzech kolejnych. Rivearzy by ich zjedli. Żywcem.

Z kolei to, że postąpił bezwzględnie poprawnie w tej sytuacji, a i tak mogło to nie być właściwe, sprawia, że zaczyna podchodzić do swojego kodeksu bardziej ambiwalentnie. Asasyna Alliance, czyli personifikację najgorszego z najgorszych w swoich oczach, jest gotów zabić od ręki bo wie, że sam na więcej nie mógłby liczyć. Zresztą, jak potem widzimy mordowanie bezbronnych to istotnie konik jego wroga. A dodatkowo próbuje go natychmiast zabić, by zapewnić bezpieczeństwo sobie i swojej załodze. Znowu wszystko mi się zgodziło. Zoe zawsze była stanowcza, dzięki temu przetrwała wraz z Malem wojnę i raczej nie w jej stylu byłoby kurczowe chwytanie się myśli że a nuż małżonek przebity na wylot palem o średnicy ćwierć metra nadal żyje. Po jego śmierci weszła natomiast w tryb wojenny, pełna bezwzględność, którą w serialu wspominał Tracey, zaskoczony, że mogła stać się tą Kochającą Zoe.

Szemrany Jayne tu nagle przestał być tak szemrany, bo do tego dążyli twórcy, zresztą ja przebłyski tego już widziałam w serialu i to jeden z motywów co do których najbardziej żałuję, że nie mieli szansy ich rozwinąć. Pogłębienie sylwetki Jayne. Zresztą generalnie w wyniku faktu, że był to tylko jeden niepełny sezon postaci są dość dwuwymiarowe, i stąd dezorientacja jak w filmie ukazali cokolwiek, co wykraczało poza te ramy. A akcja z pistoletami z Firefly to nie sugerowała, czym tak w istocie jest River?

Tak więc film trzeba po prostu traktować jako streszczenie tego, co było dalej. Minimum niezbędne do nie tyle zamknięcia, co przymknięcia historii. Ja obejrzałam Serenity zaraz po obejrzeniu serialu i może dlatego było mi łatwiej interpretować.

ocenił(a) film na 1
denuviel

Takie spojrzenie na sprawę rzeczywiście stawia film w trochę innym świetle i przytłumia moje odczucia (choć nie zmienia ich). Jeśli film potraktować jako konieczność zamknięcia historii, to można mu wybaczyć trochę więcej. choć żałuję, że został nakręcony z taką myślą. Zasiadając do oglądania go (nota bene również dzień po ostatnim odcinku serialu), spodziewałem się raczej esencji telewizyjnego show - nie "kończymy serial", tylko "przenosimy serial na duży ekran, tak, by możliwie najlepiej go zaprezentować i zachęcić ludzi do niego, a może, Boże dopomóż, uda się wrócić do kręcenia Firefly". Poczytałem trochę o okolicznościach powstania filmu i rozumiem, że moja wizja była raczej nie do spełnienia, więc jestem już w stanie zrozumieć scenarzystów. Co nie znaczy, że ich popieram...

Ewolucja kapitana Reynoldsa mogłaby być czymś zajmującym, ale nie mamy możliwości jej obserwacji, więc czułem się zupełnie zaskoczony wszystkimi poczynaniami Mala. Dobrze to ująłeś - tak jakby przewinięto taśmę do momentu kulminacyjnego, przez co powstaje wrażenie ogromnego uproszczenia. Nie wiem, co wywarło taki wpływ na kapitana, nie wiem, jakie były okoliczności rozstania z Inarą, ale... trudno mi wytłumaczyć to sobie na własną rękę. Malcolm przeszedł już niejedno - przegrał wojnę, został przestępcą, tracił bliskich, przechodził tortury, a nigdy dotąd nie zwątpił w swoje przekonania, nie plamił kodeksu. Miałem wrażenie, że się przesłyszałem, gdy stwierdził, że może przegrali wojnę z Sojuszem, bo za bardzo trzymali się zasad. W Firefly był sarkastyczny, czasem ironicznie nastawiony do życia, ale gdy przychodziło do ważnych spraw, zachowywał powagę. W Serenity, gdy River zaczęła rozwalać swoich niedawnych przyjaciół, po patetycznej deklaracji, że po tym, co zrobiła może go zabić, obraca to w żart. Ok, może przykre, może głębokie zmiany, ale bez uzasadnienia w fabule trudne dla mnie do przełknięcia. Po strzelaniu do asasyna miałem wrażenie, że oglądam Hana Solo (to on strzela pierwszy ;-) ).

Mam te same zastrzeżenia do wątków Jayne i Simona - to co mówisz ma sens, w serialu by mi się podobało (w przeciwieństwie do zmian kapitana), ale tutaj mam wrażenie ogromnego uproszczenia, przewinięcia. No trudno, inaczej się faktycznie nie dało.

Dużo gorzej przedstawia się za to wątek River... Kurcze, wątek tak wspaniale prowadzony w serialu okazał się kliszą. W firefly miałem wrażenie, że to coś oryginalnego, nowatorskie podejście - pamiętam jak stwierdziłem "W końcu jakaś ofiara eksperymentów, która jest OFIARĄ, a nie X-menem", "W końcu jakaś paranormalna postać, która ma bardziej wyrafinowane funkcje niż Nikita na sterydach". W serialu była problemem, obciążeniem, ale nie fizycznym zagrożeniem. Była cudownym dzieckiem, geniuszem matematycznym, nie herosem. To rozwalenie trzech ludzi z zamkniętymi oczami mnie w tym utwierdziło - perfekcyjna pamięć i idealne obliczenie trajektorii, nie machanie toporem i unikanie kul. Miałem nadzieję, że ten wątek to jakaś nowa tajemnica, której nie będę w stanie odgadnąć. Cóż, faktycznie, nie odgadłem.

Ostatnie moje zastrzeżenie - Łupieżcy. Koncepcja genezy - super, przekonujące. Przedstawienie w filmie - nie poznałbym. Wcześniej wydawało mi się, że motyw Łupieżców to horror, podobnie jak w odcinku ze statkiem po ich wizycie. Sądziłem, że już jeden pseudo-łupieżca jest zagrożeniem. Zrozumiałem, że to ludzie zdegenerowani moralnie, ale nie mentalnie - bardziej przystosowani do przetrwania niż po prostu zezwięrzęceni. Myśliwi, przeraźliwie brutalni kanibale, zabijający bez mrugnięcia okiem, trochę jak motyw ludzi z "Pandorum" skrzyżowanych z Predatorem - tak ich widziałem. W Serenity zaś, atakowali dziesiątkami, jedynym ich atutem była przewaga liczebna, zupełnie nie liczyli się ze stratami (jakiś instynkt samozachowawczy może by się przydał?), dawali się dziurawić seriami z karabinów bez żadnego oporu (czego tu się bać?), a zamiast kocich ruchów i kroku łowcy na polowaniu mają chód paralityka.

Z tych rzeczy, w zasadzie będących szczegółami, wyłania się mój główny zarzut, bardziej natury ogólnej. Wynika z nich to, co mnie najbardziej rozczarowało. Zmieniły się konwencje... Z westernu zwrócono się bardziej w stronę sci-fi, space opery (Malcolm). Z paranormalnego thrillera w stronę filmu akcji (River). Z horroru w stronę slashera (Łupieżcy). Zdaje się, że o ile wszystkie pierwsze wymienione można zmieścić w jednym serialu, to w jednym filmie po prostu się ich nie upchnie. Chyba po prostu łatwiej połączyć w całość sci-fi z akcją i strzelaniną, da się to zrobić w dwie godziny. Western, horror, thriller wolniej się rozkręcają, wymagają więcej miejsca. Starczyło go w serialu, ale w filmie mogło nie być takiej możliwości. No cóż, nie popieram, ale rozumiem.

Dzięki za tę odpowiedź. Serenity zepsuło mi dzień, Twoje wyjaśnienia go trochę poprawiły. Nie wszystko jest dla mnie jasne, nie ze wszystkim się zgadzam, ale to co mówisz ma sens i pozwala spojrzeć na film z nieco innej perspektywy, z większą wyrozumiałością. W takim razie, już nie "co to do cholery jest?" tylko "szkoda, że mogliście zrobić tylko coś takiego, liczyłem na więcej, panowie".

Z pozdrowieniami

ocenił(a) film na 4
Christu

Nie przeczę, że należy być wyrozumiałym i nie krzyczeć od razu "Skandal, a nie film!", ale nawet po waszych obszernych wyjaśnieniach (z którymi się zgadzam) zostanę przy opinii, że ten film psuje całe wrażenie o serialu i pozostawia niesmak i niedosyt. Głównym atutem serialu nie była akcja i strzelaniono-kopaniny, ale właśnie klimat, świat wartości i zasad, wyraziste postacie i humor. Zabierając się do oglądania tego filmu miałam cichą nadzieję, że choć część tego uda im się zachować, a tymczasem miałam wrażenie, że oglądam całkiem inny film, tylko z aktorami, znanymi z serialu. Chyba tylko osoby, które obejrzą ten film nie znając serialu mogą być z niego zadowolone. Bo fanom zostaje tylko smutek i żal.

Hexe_83

zdegustowany - jak wy wszyscy - przeskokiem z "dzikiego zachodu", na "oszalałe tu i tam", zacząłem się przy okazji zastanawiać, w którym momencie seriale tak hurtowo zmieniły ton: kiedyś się człowiek uśmiechał z kochającej się rodziny ("domek na prerii","bill cosby show"), anioła na zlecenie ("autostrada do nieba"), spokojnego ksiedza detektywa ("ksiądz w sutannie"), a dzisiaj BOHATERAMI stali się: samotna mama-dilerka marihuany z przedmieść ("weeds"), producenci narkotyków ("Breaking Bad"), fajterzy z przegniłych światów reklamy ("mad man"), polityki ("good wife", "boss"), consultingu ("house of lies"), prawa ("damages"), nie wspominając o członkach gangów motocyklowych ("sons of anarchy"), mafiozach ("boardwalk empire") psychopatycznych mordercach ("dexter"), zespsutych gówniarzach ("gossip girl") i wampirach ("true blood"). Wiem, wiem - są i inne seriale, ale mimo wszystko...

ocenił(a) film na 4
andrzejesz

No, czy to nie jest smutne? Świat wywraca się do góry nogami!

andrzejesz

No cóż, większości seriali zarówno współczesnych, jak i "dawnych", jakie wymieniłeś nie znam (zawsze siedziałem głównie w filmie - rzadko które uniwersum jest mnie w stanie wciągnąć na tyle, żebym przebrnął przez kilkadziesiąt odcinków, wliczając w to wszystkie fillery i inne zapychacze), jednak odnośnie "Weedsa" pragnę zwrócić uwagę, że to serial do szpiku kości satyryczny i zarówno Nancy, jak i pozostałe postaci to antybohaterowie, do których sympatię czuje się raczej tak, jak czuje się nią do disneyowskich czarnych charakterów. I - zwłaszcza po trzecim sezonie - "Weeds" to prawdziwe arcydziełko czarnego humoru ;)
Nie mogę tego natomiast powiedzieć o "Dexterze", którego istnienie i popularność napawa mnie niekłamanym zdumieniem. Znaczy się - ten serial jest na poważnie. My mamy naprawdę czuć sympatię do tego psychopaty. I - to oczywiście tylko moje zdanie - jeśli nie z fanami, to już na pewno z twórcami tego serialu coś jest cholernie nie tak.
"True Blood" wreszcie nigdy nie zdarzyło mi się obejrzeć nawet odcinka, ale z tego co słyszałem o tym serialu to to jest tak generalnie lekko zakamuflowana, podana w wampirycznym sosiku mieszanka gore i soft porno, a to nurt któremu wzrostu popularności co prawda raczej nie życzę, ale też - powiedzmy sobie jasno - nic nowego ;)

Christu

Nie znam niestety serialu, dlatego oceniam tylko sam film jako wielkie nieporozumienie: kompletny brak logiki, sieczka zamiast scenariusza, kiepskie efekty specjalne (chwilami wręcz komiczne) i fatalną grę aktorską. 2/10

ocenił(a) film na 7
Franio

Ten film był według mnie tylko dobry. A co do efektów specjalnych to nie były najgorsze.

Franio

Żeby go zrozumieć trzeba obejrzeć Firefly. W Serenity twórcy pozamykali wątki z serialu.

Destr0

Jakiś czas temu zobaczyłem zapowiedź tego filmu na TVN'ie i postanowiłem na niego zaczekać. Kreacja Cameron Phillips Pani Glau z Kronik Sary Connor zachęciła mnie do przetestowania jej innych wcieleń. Po filmie mam raczej mieszane uczucia - przeplatanka czegoś na prawdę ciekawego z ujęciami trochę jednak z filmów klasy B. Może za bardzo tęsknię do klimatu Obcego w kontekście takich właśnie 'kosmicznych' filmów, szkoda bo fabuła jest ciekawa tylko ta forma - hmm - taka hmm modelowana na kolanie.

Z Waszych opisów wnioskuję najważniejsze - warto a nawet trzeba obejrzeć serial.

Christu

Puścili sobie ten gaz PAX tak bez niczego, bez testów i wytruli całą planetę. Naciągane to strasznie.

Moderatorrr

A ja nie czepiam się nielogicznych momentów. Zwykle przeszkadzają ale tutaj jakoś mniej. Główny bohater jest bardzo podobny do Hana Solo z Gwiezdnych Wojen za to głównego złego nie mogę porównać do żadnej wcześniej spotkanej złej postaci. Dawno żaden film nie miał tylu zaskakujących momentów - nie tyle jako całkowita fabuła tylko w kwestii drobnych momentów i tak zwanych "smaczków". Dawno potrzebowałem takiego filmu.

ocenił(a) film na 8
Moderatorrr

To jest SF, więc nie będę nic mówił. W Polsce obecnie też dzieje się wiele rzeczy kompletnie nielogicznych. To było, jest i będzie. ;)

neo256

To że jest SF to nie znaczy że może być nielogiczny. To tak jakby fakt że na ziemi wylądowali kosmici powodował że 2x2 to 5.

ocenił(a) film na 8
Moderatorrr

To może weźmy inny przykład.
Wyobraź sobie "Gwiezdne Wojny", którym nawet Jedi nie potrafią się przemieszczać z prędkością nadświetlną. Przecież z fizycznego punktu widzenia taka prędkość nie jest logiczna a jednak występuje w filmach stosunkowo często. ;)

neo256

Właśnie na tym polega SF. Przemieszczanie w prędkości nad-świetlnej jest jakby spowodowane rozwojem nauki rzecz dziej się w przyszłości. Kiedyś nie potrafiliśmy latać to też było dla nas SF.
Ale to że w filmie np. się teleportujemy nie powoduje że np. nie dział grawitacja tak? Coś musi wynikać z czegoś.
Skoro rozpylili ten gaz i wymordowali cała planetę to OK, ale musi być jakieś sensowne uzasadnienie tego. Np. zrobił to jakiś szalony naukowiec albo terrorysta. Teraz bez testów nie można na rynek wypuścić leków a co dopiero mówić o zastosowaniu jakiegoś gazu na masową skalę bez sprawdzenia jak dział jaki ma skutki uboczne.

ocenił(a) film na 8
Moderatorrr

Prawda, nie potrafiliśmy latać. Lecz wówczas nikt nie mówił, że jest to niemożliwe, pozostawało to jedynie w sferze tchnienia przyszłości.

Moderatorrr

PAX PAX-em, jedna rzecz, która mnie w tym filmie naprawdę wkurzała to Mr. Universe. Taki diabełek z pudełka dosłownie - wyskakuje, pełni swoją rolę fabularną, ginie, wszyscy udają, że był ważną postacią -.-

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones