szacun i podziw za samo zgromadzenie tak wielu zasłużonych kombanantów i zacnych osobistości w jednym miejscu; ściągniętych niekiedy - dodajmy - spod powierzchni konkretności, czasu i miejsca przynależnym już innej rzeczywistości (eastwood ze skórą aż białą od przebijającego już przez nią światła) (morricone w stanie nieistnienia ogólnie, przynajmniej aktualnie).
tytułowy pierwszy sergio jako to lustro przechadzające się po kinematograficznym dziedzińcu wyzwolonej wyobraźni każdego z załogantów; i w którym każdy z nich widzi dokładnie to, co stoi u podstaw jego własnej stylówy, kolejno:
spielberg - radość bycia chłopcem, wiecznym dzieckiem lubiącym się bawić w indianów i kałbojów; quentin - majsterkowanie przy archetypach gatunku, odnawianie i mutacja, przepoczwarzanie mitu; clintuś - przyzwolenie na bycie szalonym, gotowość wchodzenia w wielkie projekty und thanks for the memory; tsui hark - jakaś psychologiczna substancja dodana czy coś tam, muzyka, nie wiem, nie znam tak dobrze jego kina; marty - malowanie amerykańskiego krajobrazu i praca u podstaw montażu, nie wiem, nie zrozumiałem, jakieś technikalia; frank miller - relatywizm dobra i zła, radykalny dualizm jako wymysł człowieka, postacie kreskówkowe und bigger than life; chazelle - epickość; aronofsky - dźwiękowa ekstrema, muzyka windująca emocje i dramat (requiem for a dream theme song samo się nasuwa); dario - nie wiem, do tekstów wypowiadanych po jetaliańsku nie miałem tłumaczenia, biję się w piersi, mogło mi coś umknąć.. zakładam, że idzie o unikalne połączenie obrazu i dźwięku w rozładowujących napięcie scenach kluczowych tudzież dogłębne eksplorowanie jednego gatunku, uzyskiwanie nowej jakości (wszak giallo to takie spaghetti horroru).
więcej tekstów nie pamiętam. za rażące błędy i całkowite pominięcia wypowiedzi profesorów filmoznawstwa szczerze żałuję i obiecuję rychłą poprawę podczas drugiego seansu już z polskimi napisami. jednocześnie zaręczam, że obejrzeć warto i namawiam, bo podejście świeże; sprawia sporą frajdkę i jest miłym zaskoczeniem.
spodziewamy się: przymiotnikowych rękoczynów onanistycznych na kinematograficznej laurce emocjonalnej.
dostajemy: przymiotnikowe rękoczyny onanistyczne na kinematograficznej laurce emocjonalnej poprzez które przebija coś więcej - w epickich obrazach zaklęte rorszakowskie plamy atramentowe, w które każdy z uczestników sesji wpisuje własne ukryte treści psychiczne; mówiąc o leone mówi de fakto o sobie.