Film prezentuje niezgorszą, choć nieco wyeksploatowaną historię, stopniowo budowane napięcie i wciągający klimat grozy. Niestety całość na łopatki kładzie realizacja - nie dość, że 90% filmu rozgrywa się w nocy i widać tyle, co kot napłakał, to jeszcze rozchwiana kamera, dużo zbliżeń i dynamiczny montaż sprawiają, że widz dostaje oczopląsu. Zamiast współdzielić z bohaterami narastające poczucie bezradności i grozy, należy koncentrować się na tym, żeby cokolwiek zobaczyć. Czy aby na pewno o to twórcy chodziło...? Wierzcie mi, "Blair Witch Project" tegoż reżysera i jego "pijana" kamera to pikuś w porównaniu z "Seventh Moon". Dobrze, że była chociaż Amy Smart i jej blond włosy...