Jak to możliwe, że jest lepiej oceniana od pierwszej części? Mam nadzieje, że wszystko się zmieni wraz ze wzrostem liczby głosów.
Jak dla mnie jedno wielkie rozczarowanie. Zabrakło tego mrocznego klimatu, którego dali nam zasmakować w jedynce ;P
Jedno mnie zastanawia, ocena 7 dla jednego wielkiego rozczarowania? Trochę wysoko. I nie pytam złośliwie, bo filmu jeszcze nie widziałam, ale chyba nie było tak źle, skoro oceniony aż na 7.
Dla mnie filmy stoją na podobnym poziomie, ale myślę, że dwójka jest lepsza. Klimat uważam, że jest mroczniejszy niż w pierwszej części, głównie dzięki muzyce, ale przejawia się to nawet w dialogach, gdzie co rusz podejmowany jest temat samotności, poświęcenia i śmierci. A ostateczny pojedynek Moriarty'ego z Holmes to mistrzostwo świata i choćby za to film dostał ode mnie taką ocenę (zdaję sobie sprawę, że całościowo trochę przesadzoną) a nie inną.
Jak dla mnie to ten film wymiata. Miał wszystko czego potrzebowałam: świetną muzykę (momentami przypominała mi tę z Dextera), akcję i humor (dawno się tak nie uśmiałam w kinie). Mimo długości w ogóle się nie nudziłam. Nie wiem też, czy nie jest lepszy niż pierwsza część no i Robert Downey Jr prezentuje się w niebieskich cieniach do powiek równie dobrze jak Kapitan Jack Sparrow:-))
Moim zdaniem scenariusz trochę słabszy, w porównaniu do jedynki ( mimo obecności znacznie ciekawszego czarnego charakteru ), ale za to realizacja poszła o krok naprzód( scena w lesie- oczywiste). Aktorstwo na równie wysokim poziomie, jedna świetna scena komediowa ( konik :)), dobra muzyka, no ale to nadużywanie slow motion trochę irytowało z początku ( poźniej się jakoś rozkręciło), . Ogólnie rzecz ujmując, świetnie się na seansie dziś z dziewczyną bawiliśmy. Jeśli komuś podobała się jedynka, to napewno tak samo będzie z dwójką. Wyjątek będą stanowić Ci narzekający na wcześniej wspomniany scenariusz ( choć finałowy pojedynek rekompensuje częściowo ten mankament ;)). Dużo akcji, mniej zagadki, ale trzyma poziom.
Jedynka podobała mi się. Zastąpienie klasycznego Holmesa-sztywniaka w pelerynie i zmutowanej dżokejce, Holmesem – awanturnikiem i rozrabiaką było niezłym pomysłem. Ale przy „Grze cieni” satysfakcję z oglądania miałam jakby mniejszą. Delikatnie mówiąc. A mówiąc szczerze już po kilkunastu minutach byłam znudzona, potem zdegustowana a na koniec wkurzona nieustannymi, zmasowanymi wysiłkami reżysera-scenarzysty-aktorów, aby w bez mała każdej scenie i każdej kwestii przemycić dowcipek, gag albo inną formę humoru. Scena walki z Tatarzynem(?) w futrzanej mycce, która trzymała się jego łba niczym przyklejona superglue, pomimo, że fikał koziołki , skakał po poręczach jak gibbon a nawet nurkował, zdumiała mnie, a nie rozbawiła. I nie była ostatnią, przy której to uczucie mi towarzyszyło. Być może zamiarem reżysera było nawiązanie do tradycji slapstickowej komedii, być może było to fajne, być może to ja mam spaprane poczucie humoru, ale cóż pocznę, skoro nigdy nie byłam w stanie ubawić się popisami Buster Keatona et consortes. Później było mi już tylko gorzej. Odniosłam wrażenie, że Richtie za długo bawił w Holywood i nadmiernie nasiąknął amerykańskim stylem bawienia widza, typu: bohater rzuca dowcipem w chwili, gdy waży się jego życie, spada z dziesiątego piętra poprawiając w czasie lotu krawat, zatyka sobie rozerwaną aortę skarpetką i nonszalancko zapala papierosa, sekwencja mrożąca krew w żyłach kończy się luźnym żarcikiem wypluwanym przez zęby przez herosa o nerwach jak postronki. Nie oceniam filmu, bo to, że okazał się nie być w „moim typie” nie oznacza, że jest kiepski, a jedynie, że mi nie leży. Zdarza się.
Podoba mi się Twoja recenzja, z tym że ja odniosłem bardziej wrażenie wpływu Jackie Chana niż Keatona w scenach walk "ręcznych", do tego dużo Matrixa w zwolnionych scanach strzelaninek. Ta z Kozakiem(?) i ucieczka przez las były za długie, trochę mnie znużyły.
To zastapienie dżentelmena zabijaką jest też wtórne, miało swój pierwowzór w Bondzie. Ale w sumie podobały mi się ten luz i żarty, a duży plus daje za wiernie nawiązującą do książki (uwaga spojlery) scenę spadania w przepaść. Szkoda tylko że tak szybko ujawnili zakończenie, które Artur C-D napisał po kilku latach pod wpływem uburzonych czytelników. Holmes powinien ożyć dopiero w części trzeciej.
Jednak ja się w sumie dobrze bawiłem przez te 2 godz i w odróżnieniu daję wysoką ocenę 9/10.
A moim zdaniem, choć to mocno kontrowersyjne, ten był lepszy od pierwszej części. Nie wiem jak można było się nudzić na tym filmie, przecież miał bardzo dynamiczną akcję, a to "przemycanie dowcipu" uważam właśnie za udane. :) Ale to moje zdanie.
Jest lepiej oceniana, pewnie dlatego, że fani dostali w powiększeniu wszystkiego, czego oczekiwali - bardziej absurdalnie i szerzej rozwiniętej relacji pomiędzy Holmesem, a Watsonem, więcej osobliwych dziwactw detektywa i jego niemożliwego spojrzenia na Świat, więcej śmiesznych sytuacji i efektów specjalnych. Często też bywa tak, że fan z zasłoniętymi oczyma strzeli w ocenie dziesiątkę, bo to typowa dla nich bezkrytyczność.
Cóż, ja kocham ten film bezgranicznie, ale zgodzić się muszę, że zagadka była nieco mniej skomplikowana niż uprzednio. I zawiodłam się nieco kreacją Moriarty'ego, ponieważ, to nie sposób grania aktora, a czyny bohatera i podkreślane w fabule jego zalety określały go inteligentnym. Brakowało mi tej błyskotliwości i mądrości, jaką potrafił okazać Robert Downey Jr przy tworzeniu postaci, ku mojemu rozczarowaniu, Harris nie dał mi tego odczuć w wyraźny sposób. Dopiero w końcowej scenie, która była mistrzowska, nadał tej postaci należytego charakteru.