Nie mam nic przeciwko samemu filmowi ale czemu on nazywa się sherlock holmes? przecież główny bochater tego gniota w niczym nie przypomina bohatera książki. A.C.Doyle pewnie przewraca się w grobie. Oby nawiedzał reżyserów bo ten popierzony człowiek oczernia Sherlocka holmesa
Gniota? Tej czesci nie ogladałem, widziałem jedynke i uważam, ze była genialna. Ta jest podobno jeszcze lepsza, wiec nie osmieszaj sie nazywajac go "gniotem".
nie podważąm genioalności tego filmu, podważam przedstawienie w nim sherlocka. Jestem oczytana, le wręcz obrażą ubie książki. a ten film mnie wręcz obraża. przeczytaj książke i sam się nie ośmieszaj
Jestem świeżo po seansie filmu lecz... Nie mam zamiaru sprzeczać się z tym jak świetny ten film był.
Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na oczytanie autorki tematu (dalej zwaną OP), która nie potrafi do cho*ery poprawnie pisać.
Dziękuję wszystkim, OP życzę więcej lektur.
A kto Ci powiedział, że ten film jest wzorowany na książce!? Jest powiedziane, że główna postać została odświeżona, więc nie wiem o co Ci chodzi. Jestem wielkim fanem Harry'ego Potter'a, przeczytałem bardzo dokładnie wszystkiego ksiązki (nie raz) i jakoś nie żalę się na forach dlatego, że film jest zupełnie inny. Pozdrawiam.
Dokładnie jak wyżej. Postać Sherlocka nie miała być wzorowana na książce. WB stworzył zupełnie nową historię. Na początku filmu jak ty czułam niesmak, że przecież książkowy Holmes jest zupełnie inny...ale jego dość flegmatyczna natura do filmu sie nie nadawała. Filmowy Holmes to bardziej superbohater ale mimo to jest świetny. Film genialny ! Polecam.
Charnooh, jeśli 1. część Ci się podobała, stwierdzisz, że druga jest rewelacyjna! Właśnie wróciłem z kina. Naprawdę świetną robotę odwalili twórcy! Z autorem wątku nie zgodzę się tylko co do określenia "gniot", natomiast nic nie czytałem, jednak byłem z grupą znajomych, którzy i czytali, i oglądali pierwszą część, i są zdania jak ja - film rewelacyjny, postać Sherlocka również! Ich opinia jest dla mnie bardziej wiążąca niż opinia kogoś, kto uważa, że postać Holmesa w takim ujęciu go obraża, a jednak te filmy ogląda (choć podejrzewam, że tak naprawdę Gry Cieni nie widziała). Bo ja to ja, 9/10 bo nie spodziewałem się, że film wyjdzie aż tak dobrze! Pozdrawiam
"Nie mam nic PRZECIWKO SAMEMU FILMOWI ale czemu on nazywa się sherlock holmes? przecież główny bochater tego GNIOTA "
To skoro nie masz nic przeciwko filmowi, dlaczego nazywasz go gniotem:)? Przecież to samo przez siebie się wyklucza :))
Przecież ten Sherlock w wykonaniu RDJ jest najbliższy pierwowzorowi literackiemu :)
Autorze wątku: chyba nie czytałeś/aś opowiadań Conan-Doyle'a. Filmowy Sherlock ma bardzo dużo wspólnego z literackim pierwowzorem, dużo więcej niż dotychczasowe filmowe wcielenia detektywa. Wiesz, te z charakterystycznym kapleuszem i flegmatycznością;) Wygląda na to, że swoją opinię opierasz na tych właśnie (dalekich od poprawności) starszych filmach, a nie na książkach. Poza tym pisanie o filmie per 'gniot' świadczy tylko o tym, że masz zaburzoną skalę oceniania. Gniotem nazwałabym naprawdę niewiele filmów i zawsze się kilka razy zastanowię, nim użyję tak dramatycznego epitetu;)
zgadzam się z Shizonek, do tej pory nie bardzo rozumiałam co jest nie tak z Holmes'em w filmie a w książce. W końcu zaczęłam czytać Doyle'a i doszłam do wniosku że postać Holmesa w filmie nie odbiega tak bardzo od pierwowzoru (szlafrok;), uzależnienie od używek, tysiąc pomysłów na sekundę itd. może porównania nie są zbyt ambitne ale na tą chwilę tylko to mi przychodzi do głowy), ponadto o wiele bardziej podoba mi się taki niż jak dotychczas był przedstawiany. Z resztą jest to adaptacja przygód Holmesa a nie ich ekranizacja, więc można na pewne rzeczy spojrzeć z przymrużeniem oka. Btw adaptacji przygód Sherlocka warto moim zdaniem poznać też miniserial brytyjski "Sherlock" który przenosi detektywa w XXI wiek, choć pewnie fanom klasyki może on nie przypaść do gustu.
A ja czytałem opowiadania Doyle'a i twierdzę, wbrew temu co napisali shizonek i obiwankenobimeister, że ten Sherlock nie ma prawie nic z pierwowzoru literackiego, a najbliższy ideałowi moim zdaniem był serial z Brettem - tam ponoć (wyczytałem to jako ciekawostkę, sam tego nie sprawdzałem) niektóre sceny były adaptacjami ilustracji Sidneya Pageta z The Strand Magazine, gdzie publikowane były pierwotnie nowelki o sławnym detektywie. Czy można bardziej zbliżyć się do oryginału? Nie lubię zbytniego uwspółcześniania klasyków, którym przeważnie nie wychodzi to na dobre (przykład z naszego podwórka to np. nowsze "W pustyni i w puszczy"). Dlatego też nie nazwę film gniotem, jako niezobowiązująca rozrywka jest ok, ale jako adaptacja Sherlocka Holmesa - jest źle. Zupełnie nie taki miałem jego obraz w głowie podczas czytania.
Co do ilustracji, to czytałam, że to właśnie one dały ten "klasyczny" obraz Holmes'a. Doyle ponoć nigdzie nie pisał o czapce ani takiej pelerynie. Nie czytałam co prawda wszystkich książek i opowiadań, więc nie jestem tego pewna na 100%. Poza tym właśnie czytam "Greckiego tłumacza" i np. w pewnym momencie inspektor mówi "całe szczęście, Mr. Holmes, iż w tym wypadku okazał się pan zwolennikiem przemocy" patrząc na metodę jaką Holmes otworzył okno. Oprócz tego Mycroft mówi, że Sherlock jest tym, który skupia w sobie energię całej rodziny. Z opisów wynika co prawda, że był człowiekiem enigmatycznym, który nigdy nie mówił o czymś dopóki sam nie chciał. Był nietowarzyski. Uprawiał boks i szermierkę - dosyć intensywnie, podczas studiów.
A co do obrazu w głowie - każdy ma własny, często powstały na podstawie informacji zewnętrznych, np. tego typowego wizerunku Holmesa. Ciekawi mnie, jak widziałaby go osoba nieznająca tego typowego obrazu czytająca książkę po obejrzeniu tej ekranizacji. Czy byłby spójny z czytanym tekstem, czy może opis nie pasowałby do powstałego wcześniej wizerunku?
Tak jak Basiek11 napisał, każdy ma swój obraz bohatera w głowie podczas czytania, mam jednak wrażenie, że czytając zakodowałeś sobie obraz z tych ilustracji, które owszem są kultowe, ale niekoniecznie przedstawiają wszystko tak jak to było w opowiadaniach i powieściach. Sam Doyle nie zawsze był zadowolony z ilustracji Pageta. Prawda co Basiek11 napisał - to ilustrator przywdział Sherlocka w słynną pelerynkę i łowiecki kapelusik, podczas gdy Doyle nic o tym nie pisze. Tak więc można bardziej zbliżyć się do oryginału - czytając oryginalny tekst.
Wkleję to, co napisałam w innym wątku na temat podobieństw filmowego i ksiązkowego Sherlocka:
Film Guya Ritchiego naprawdę wiernie przedstawia niektóre jego cechy, które osobom niezaznajomionym z literackim pierwowzorem wydają się sprzeczne z wizerunkiem Holmesa, ale które są jednak prawdziwe. Holmes wg autora jego przygód (Doyle'a) był oczywiście osobą bardzo intelektualną, obdarzoną niesamowitym zmysłem obserwacji i dedukcji. Zauważał najdrobniejsze szczegóły i kojarzył fakty, o których inni, nawet by nie pomyśleli. ALE nie spędzał całych dni pykając fajeczkę przed kominkiem. Można powiedzieć, że był duszą niespokojną. Nie znosił stagnacji umysłowej. W czasach kiedy nie prowadził śledztwa, a były takie, bo nie wszystkie problemy stanowiły dla niego wystarczające wyzwanie, nadużywał natkotyków, głównie opium i kokainę, był uzależniony (Watson często martwił się o niego z tego powodu). Otrząsał sie jednak z tego, gdy prowadził śledztwo.
Filmy Ritchiego nie kłamią również ukazując walczącego Holmesa - sir Arthur Conan Doyle opisał go jako wyśmienitego pięściarza. Był mistrzem sztuk walki bartitsu oraz był obdarzony ponadprzeciętną siłą fizyczną - w jednych z opowiadań rozgina zgięty pogrzebacz jakby to był drucik. Główna różnica pomiędzy opowiadaniami a filmem jest taka, że "akcja" nie jest opisana na kartach książek. Czasem narrator (którym jest zazwyczaj Watson) wspomina o jakiejś walce czy szamotaninie, ale dzieją się one za kulisami. Guy Ritchie z wiadomych powodów je pokazuje. W książce zazwyczaj czytamy opisy rozmów z klientami Holmesa, ze świadkami, a na końcu Holmes wyjawia o co chodziło, kto jest sprawcą przestępstwa. Co jeszcze, Holmes z opowiadań był dobrym aktorem - mistrzem w maskowaniu się - tu też Guy Ritchie jest wierny pierwowzorowi. Sherlock znał Londyn jak własną kieszeń - znowu, jak w filmie. Grał na skrzypcach, przeprowadzał eksperymenty naukowe, głównie chemiczne. NIE nosił charakterystycznej czapeczki typu "deerstalker", którą wszyscy znamy ze stereotypu, ani szkockiej peleryny "Inverness".
Zgadzam się, że Ritchie nie stworzył wiernych adaptacji pod względem fabuły, ale myślę, że charakterologicznie jego Sherlock nie jest bardziej odległy od pierwowzoru niż w innych interpretacjach Sherlocka.
Nie stworzyłem sobie obrazu bohatera na podstawie ilustracji - pierwszy raz zaczytywałem się w Sherlocku dziecięciem będąc, książki bez obrazków zgłębiając. Nie wiedziałem wówczas nic ani o The Strand Magazine, ani o Doyle'u, ani też o serialu z Brettem, możliwe, że jeszcze wtedy nikt o tej serii nawet nie myślał (ale nie jestem pewien, w którym roku spotkałem się z mister Holmesem oko w oko po raz pierwszy). I, o dziwo, okazało się po jakimś czasie że mój wyobrażony Holmes jest bardzo podobny do kreacji z serialu z Brettem. Może nawet jego Sherlock jest dla mnie zbyt ekstrawagancki, w książkach mimo pewnego wyobcowania i wad wydaje mi się być wręcz jeszcze bardziej stateczny i normalny. Ale powtórzę - jest to indywidualna kreacja mego umysłu i rola stworzona przez Downeya zupełnie się w nią nie wpisuje.
Również w innym wątku wspomniałem, że w serialu też jest gięcie pogrzebaczy i walka bokserska - ale, tak jak w opowiadaniach, nie są to elementy dominujące i rzucające się w oczy. Jak napisałaś - akcja (w rozumieniu fizycznym, czyli pościgi, bijatyki itp.) nie jest osnową opowiadań, natomiast filmu jak najbardziej, dlatego nie negując pewnych podobieństw Holmesa stworzonego przez Ritchiego z tym Doylowskim stwierdzam ponownie, że nie odpowiada mi taka interpretacja. Co powiedziawszy dodam także, że sam film ogląda się dobrze.
nie wiem, czy da się bardziej obrazić ortografię, niż pisanie "bohater" przez CH!!!
film niestety leciuteńko mnie rozczarował ;( Mimo, że uwielbiam Guy'a Ritchiego za "Snatch", "Lock, Stock&..." czy Rock'n'Rolla, a także za Sherlocka Holmesa, druga część tego ostatniego pozostawia niedosyt. Głównie dlatego, że forma wzięła zdecydowaną górę. O ile w pierwszej części sceny "slow motion" stanowiły super smaczki, to tutaj niemalże stanowią treść filmu. Za dużo efekciarstwa i niepotrzebnie przeciągniętych głupkowatych żarcików (np. jazda na osiołku - tak, śmieszne, ale to powinna być jedna, 3-sekundowa scena). Film zasługuje na 6.5/10, ale ponieważ scenografia, Downey-Junior i Law oraz kostiumy, daję 7 :P
A jaki niby ma być dzisiejszy Sherlock? Flegmatyczny, zacofany? Jeśli tak to już wolę oglądać dziecko z autyzmem jak rozwiązuje łamigłówki. Jeżeli już przyczepiać się do filmu to można do pierwowzoru, pierwszej ekranizacji, jeżeli była nie taka jak powinna. Postać Holmsa była już tyle razy przerabiana, że stała się przereklamowana i po prostu nudna. Film Guy'a Ritchiego odświeża detektywa w nowej odsłonie i nie ma w tym nic złego, baa nawet same plusy :)
Przeczytaj jeszcze raz, wolniej i dokładniej. Szybkie czytanie kilkuset stron na godzinę jest stanowczo przereklamowane.
Kochana Noelioo, też czytałem Sherlocka Holmesa, oglądałem film i nie zgodzę się z Twoją opinią, iż A.C.D. miałby się w grobie przewracać. Sherlock został "odświeżony", odkryty na nowo (wyobraź tylko sobie, że ktoś sięgnie po książkę po obejrzeniu filmu, jaki świat jest piękny!). Martwi mnie natomiast jedna sprawa: jak osoba, która miała niewątpliwie problem z ukończeniem gimnazjum, o dość niskim poziomie inteligencji (bez obrazy, trzymam się tego co sama nam przedstawiasz), może przedstawiać się jako oczytaną? Wiedziałabyś, że opowiadania czy powieści o S. H. są "lekką" lekturą. Moim zdaniem tak powinno potraktować też sam film. Jednakże jak na każdym forum, tak i tu, tradycyjnie musi wypowiedzieć się idiotka. Merci. (wybaczcie bufonowatą i trochę nadętą formę, mam z tego niezłą beke :))
Kolejny fanatyk książek, który widzi detektywa przez pryzmat fajki i tej śmiesznej czapki....
Autorka tematu przytłoczona siłą argumentów chyba zdecydowała nie wyrazac już opinii na ten temat xd
A propo filmu- uważam, że był bardzo dobry. Przeniesienie na ekran takiej postaci jaką jest Sherlock Holmes jest szalenie trudne, ponieważ jego postac opiera się głównie na toku myślowym i dedukcji, co jest niemożliwe do nakręcenia w klasyczny, książkowy sposób. Bo kto zdołałby wysłuchac 10 minutowego monologu Holmesa jak rozwiązał tą zagadkę? W książce stawialiśmy na wyobraźnię i w miarę jego tłumaczeń sami uświadamialialiśmy sobie jak wyglądała sprawa. W filmie nie można tak zrobic. Według mnie Robert Downey Jr. znacznie lepiej sprawia się w roli Holmesa niż Jeremy Berett, który zupełnie mi się nie podobał. A o samym filmie- był naprawdę rewelacyjny. Zwróciliście uwagę na symbolikę? Holmes, mimo innych okoliczności "zginął" w ten sam sposób co w książce, co było naprawdę rewelacyjne. Myślę, że dobrze też przedstawili myśli Sherlocka, taktykę walki itd. Humor może nie był najwyższych lotów i nie był bardzo inteligentny, ale to dobrze, bo już by było tego za dużo i film byłby przesadzony. Sceny walki i strzelanin również były genialne. Scena uciekania do pociągu przed Niemcami była świetna. Mój ulubiony moment- chwilowe zwolnienie i widac jak kula przeszywa kamizelkę Watsona. W tym filmie udało im się połączyc w zgrabną całośc, bez jakiejkolwiek przesady wkładając wszystko co tylko film potrzebuje. Bardzo różnił się od pierwowzoru, więcej akcji w terenie i zupełnie inna opowieśc. Gorąco polecam, patrząc na zapowiedzi myślę, że może to byc najlepszy film roku. A nawet jeśli nie to postawił poprzeczkę baaardzo wysoko.
Akurat humor był tu również świetny, mocno brytyjski, inteligentne dialogi i sytuacje nieco jak z Monty Pythona. Mocno tradycyjny ( i tak tez kręcony) był świetnie skontrapunktowany do brawurowych scen akcji . Właściwie Ritchie stworzył tu jakąś inną estetykę. Pełną może i przesady, ale w świetnym stylu.
Film oceniam bardzo dobrze - miał wszystkie składowe wspaniałego filmu przygodowego. Nie jest on oczywiście dokładnie wzorowany na którejś z powieści A.C.Doyle'a z serii o Holmesie, jednakże trzeba przyznać, że reżyser jest do tej pory jedynym, któremu udało się oddać charakter postaci książkowej. W większości wcześniejszych ekranizacji był on 'wybielonym' gentlemanem posługującym się jedynie siłą dedukcji. Tu natomiast nawiązuje do oryginalnego portretu Holmesa: człowieka błyskotliwego, lecz nieco obsesyjnego i zgorzkniałego, z lubością używającego opium i, nierzadko, pięści - dokładnie takim malował go Doyle. Co więcej, rola Watsona jest również 'książkowa', ponieważ reżyser nie umniejszył w niczym jego zasługom i intelektowi, jak to bywało w innych ekranizacjach. Szczerze polecam tą i pierwszą część :)
Nie wiem czemu uważasz że ten film to gniot ale moim zdaniem to jeden z najlepszych filmów jakie oglądałam moment zwolnionego tępa jest niesamowity . Ten film jest rewelacyjny. Mnie osobiście ten film nie zawiódł a nawet zaskoczył, tak naprawdę myślałam że będzie gorszy a jest niesamowity. Świetna kreacja Sherlocka Holmesa