Sherlock Holmes: Gra cieni

Sherlock Holmes: A Game of Shadows
2011
7,6 280 tys. ocen
7,6 10 1 279965
6,5 48 krytyków
Sherlock Holmes: Gra cieni
powrót do forum filmu Sherlock Holmes: Gra cieni

No własnie po co? Przeciez to kolejny film akcji, a słynny dedektyw jest w nim skrzyżowaniem komandosa i mistrza sztuk walki, czego jeszcze to nie wiem, bo ma też słabość do kobiecych ciuszków. Napisze szczerze, film mnie znudził, jest za długi a scenariusz taki sobie. Zdjęcia dobre, natomiast główny bohater stracił to co miał w pierwszej części czyli oryginalność, na mnie sprawia wrażenie zblazowanego człowieka trochę niespełna rozumu. W sumie taka papka, właściwie nie wiadomo co to, nie wiem komu może się to podobać, dla mnie strata czasu.

ocenił(a) film na 7
tradycyjnyjakzawsze

Aż tak surowo nie oceniłabym tego filmu :) Jak dla mnie Sherlock nie stracił oryginalności, w stroju kobiety wyglądał rewelacyjnie, ale zgadzam się że mieszanie filmu z książką nie było konieczne, bo oprócz nazwisk nic się nie łączy, powiedzmy sobie szczerze, że jest to komercja i zarabianie pieniędzy. Jak się ktoś pozytywnie nastawi na film i skupi na każdym fakcie na pewno z papki wyjdzie mu coś rewelacyjnego.

ocenił(a) film na 7
KwasnyKarmel

Z książki ma przede wszystkim bohaterów .. zresztą na koniec filmu nie jest napisane "Na podstawie książki Sir Arthura Conana Doyle'a" tylko "Głowne postacie zostały zapożyczone z książek Conan'a Doyle'a " Aha .. i jeśli jesteś kolejną osobą, która uważa , że Sherlock Holmes nie powinien się tak dobrze bić to albo przeczytaj uważniej książki albo po prostu poczytaj sobie dziesiątki wpisów, które dotykały już tego "probleu" w przypadku pierwszej części filmu ..

ocenił(a) film na 7
nutella84

a tak ogólnie to zgadzam się z "KwasnyKarmel" ;)

ocenił(a) film na 3
nutella84

w pierwszej części to chyba sie uczył, w tej prezentował poziom super mistrza, na przykład scena na początku z czterema facetami i odebraniem wycelowanej nabitej broni, komercja także spowodowała sięgnięcie po marke Holmes a potem to już radosna twórczość, generalnie to mnie sie takie mieszanki nie podobają, ale każdy lubi co innego

ocenił(a) film na 3
KwasnyKarmel

nie byłem nastawiony negatywnie, ale w środku filmu już miałem dosyć, te filmy są tak zwanej masowej produkcji, mało logiki duzo efekciarstwa, jak chociażby ciężki karabin maszynowy wtargany do pociągu, żeby załatwić doktora z żoną, jakby nie było prostszych sposobów

ocenił(a) film na 3
tradycyjnyjakzawsze

Podobnie sądzę, film mógłby mówić o jakimś innym detektywie. Byłby wtedy o wiele przychylniej oceniany.

ocenił(a) film na 7
Popjular Kaotist

może i tak ... ale najprawdopodobniej poszłoby na niego mniej osób .

ocenił(a) film na 7
nutella84

nie jestem pewna czy jakby zmienili nazwisko detektywa to byłby przychylniej oceniany, a nutella84 ma racje niewątpliwie do kina poszłoby mniej osób,

ocenił(a) film na 9
Popjular Kaotist

Jeśli użyliby innego nazwiska to byłaby tylko podróba Sherlocka Holmesa, gdyż film jest stworzony na podst. twórczości Arthura Conana Doyle'a. Interpretacja wg Ritchiego i Downeya nie wzięła się z kosmosu, proponuję sięgnąć po materiał źródłowy. Każdy może mieć swoje zdanie i może musię film nie podobać, ale uporczywe twierdzenie, że to nie ma nic wspólnego z oryginałem to ignorancja.

użytkownik usunięty
milkaway

Przecież ten film ma tyle wspólnego z książkami, ile ma wspólnego z nimi M.D. House...
W oryginale mieliśmy geniusza, spostrzegawczego i ekscentrycznego detektywa, tu mamy błaznującego bohemiarza, który prezentuje na ekranie gimnastykę wu-xiu. Przez cały seans tylko czekałam, aż sobie chłopak wetknie piórko w tyłek i zacznie wywijać... Nie chodzi o to, że film jest zły. Ale kryminału i Holmesa w nim tyle, ile w Bollywood realizmu. To jest po prostu zwyczajny film akcji, reklamowany za pomocą odwołań do słynnego detektywa.

ocenił(a) film na 9

To nie zmienia faktu, że film naprawdę przyjemnie się ogląda. R.D.Jr. zagrał świetnie a klimatyczna muzyka w tle Zimmera dodaje tylko jeszcze smaczku. Stephen Fry też miał fajną rolę i odpowiednio jak dla mnie ją zagrał, troszkę Watson mało rzucający się w oczy (szkoda bo Jude Law trochę jakby mało dawał od siebie) a mogło być go trochę "więcej". Mimo niezgodności charakterów postaci to i tak jak dla mnie Ritchiemu należą się duże słowa pochwały.

użytkownik usunięty
kepor

Owszem, przyjemnie. O ile tylko człowiek da radę zapomnieć o literackim pierwowzorze i da się porwać ;)

ocenił(a) film na 9

Jeśli uważnie przeczyta się opowiadania i zapomni na chwilę o stereotypie wykreowanym przez poprzednie produkcje to zauważy się bez trudu ile wspólnego ma książkowy i filmowy Holmes. I o ile oś fabuły pierwszego i drugiego filmu nie pokrywa się z żadnym z opowiadań to wielbiciel twórczości sir Conana Doyle'a wychwyci przeróżne smaczki, niuanse i bezpośrednie nawiązania do tekstu źródłowego.

użytkownik usunięty
milkaway

Poprzednie produkcje nie mają nic do zagadnienia. Moim zdaniem ten film ma w sobie tyle samo Holmesa, ile miał M.D.House + personalia. W obu są "przeróżne smaczki", co jeszcze nie oznacza, że dla każdego widza musi być akceptowalna mutacja detektywa w błaznującego herosa.

ocenił(a) film na 9

Hm, czy czytałaś w ogóle opowiadania lub powieści? Absolutnie zgadzam się, że nie każdemu widzowi ta interpretacja może przypaść do gustu, ale twierdzenie, że Sherlock Downeya to twór oderwany od oryginału to gruba, gruba przesada.
Zdaję sobie sprawę, że w tej wypowiedzi jest doza sarkazmu, ale skoro już jesteśmy dokładni to w Housie nie mamy detektywa mieszkającego w Londynie i rozwiązującego zagadki kryminalne ani reszty postaci stworzonych przez Doyle'a (np. pani Hudson, Lestrade, McMurdo, płk Sebastian Moran...) - to na razie tylko ogólniki.
Pozwolisz, ze tu wkleję moją wypowiedź z innego wątku o podobieństwach filmowego i książkowego Holmesa:
Holmes wg autora jego przygód (Doyle'a) był oczywiście osobą bardzo intelektualną, obdarzoną niesamowitym zmysłem obserwacji i dedukcji. Zauważał najdrobniejsze szczegóły i kojarzył fakty, o których inni, nawet by nie pomyśleli. ALE nie spędzał całych dni pykając fajeczkę przed kominkiem. Można powiedzieć, że był duszą niespokojną. Nie znosił stagnacji umysłowej. W czasach kiedy nie prowadził śledztwa, a były takie, bo nie wszystkie problemy stanowiły dla niego wystarczające wyzwanie, nadużywał natkotyków, głównie opium i kokainę, był uzależniony (Watson często martwił się o niego z tego powodu). Otrząsał sie jednak z tego, gdy prowadził śledztwo. Higienę Sherlocka Watson opisywał jako "kocią". Często rzucał protekcjonalne wypowiedzi na temat wyższości swojego intelektu.

Filmy Ritchiego nie kłamią również ukazując walczącego Holmesa - sir Arthur Conan Doyle opisał go jako wyśmienitego pięściarza. Był mistrzem sztuk walki bartitsu oraz był obdarzony ponadprzeciętną siłą fizyczną - w jednych z opowiadań rozgina zgięty pogrzebacz jakby to był drucik. Główna różnica pomiędzy opowiadaniami a filmem jest taka, że "akcja" nie jest opisana na kartach książek. Czasem narrator (którym jest zazwyczaj Watson) wspomina o jakiejś walce czy szamotaninie, ale dzieją się one za kulisami. Guy Ritchie z wiadomych powodów je pokazuje. Holmes z opowiadań był dobrym aktorem - mistrzem w maskowaniu się - tu też Guy Ritchie jest wierny pierwowzorowi. Sherlock znał Londyn jak własną kieszeń - znowu, jak w filmie. Grał na skrzypcach, przeprowadzał eksperymenty naukowe, głównie chemiczne. NIE nosił charakterystycznej czapeczki typu "deerstalker", którą wszyscy znamy ze stereotypu.

Ze smaczków, o których wspomniałam żywcem wziętych z książek to na przykład:
- Holmes robi wzorek na ścianie strzelając z pistoletu - VR (Victoria Regina)
- Holmes przebiera się za kobietę
- Holmes podstawia w oknie mieszkania na Baker Street swoją woskową podobiznę
- Profesor Moriarty napisał książkę "The Dynamics of an Asteroid"
- niezapomniany dialog między Holmesem a Moriartym słowo w słowo z "The Final Problem", wiele innych cytatów z książek
- Holmes "umiera" nad wodospadem Reichenbach
- Mycroft uczęszczał do Klubu Diogenesa, ktorego zresztą był założycielem
itp. itd.

Interpretacja Downeya i Ritchiego ma swój własny koloryt (każda zresztą ma) i jak powiedziałam, nie każdemu to zabarwienie humorystyczne i dynamika może się podobać, ale nie jest to interpretacja oderwana od oryginału. Do House'ato mogłabym porównać uwspółcześnionego Sherlocka produkcji BBC, ale nawet w tym wypadku twórczość Doyle'a nie jest jedynie inspiracją.

ocenił(a) film na 3
milkaway

Nigdzie nie napisałem że pykał non stop fajeczkę, niuanse jak i smaczki zauważyłem. Że walczyć umiał też wiedziałem. Oczekiwałem mniej biegania i tłuczenia a więcej zagłębienia w intrygę. Nie otrzymałem tego zbyt wiele, postać w filmie wszystko sam rozwiązuje i potem tłumaczy by widz nie musiał przegrać mózgownicy myśleniem a mógł skupić na ferii wybuchów, skoków itd.

użytkownik usunięty
milkaway

Na Zeusa i jego pół-boskie dzatki! Może nie dość jasno się wyrażam, spróbuję jeszcze raz.
Kaj napisałam, że, tu cytat: "Sherlock Downeya to twór oderwany od oryginału"? Nigdzie! Porównanie do House'a jest nieprzypadkowe - w końcu ten serial też jest niejako inspirowany Sherlockiem. Natomiast film, mimo, że w mojej opinii tylko inspirowany (a bo śmiem twierdzić, że "smaczki" i "elementy" to za mało, w końcu taki np. "Hausu" ma w sobie i smaczki, i elementy horroru, ale gdzieżby go tu porównywać do archetypów) sygnuje się Doylem. To nie zbrodnia, ale przeciw temu zgłaszam veto. PopjularKaotist i inni na tym forum zdawałoby się, dostatecznie dobitnie wyartykułowali, w czym rzecz. Problem polega na tym, że jak ktoś gwoli rozrywki i zarobku robi z Hamleta komedie romantyczną z humorem slapstickowym, to czytelnik i widz ma prawo uznać, że nie ma do czynienia z Szekspirem, nawet jeśli zostaje zachowana osnowa fabuły. Idąc tą analogią - personalia te same, punkty wspólne są, ale nie oszukujmy się - to nie Holmes. Tu nasz detektyw pojawia się li tylko w roli naganiacza do kin.
Co wcale nie ujmuje filmowi uroku.

ocenił(a) film na 9

Nie oszukuję się. :) Przepraszam bardzo, ale dotąd dyskutowalismy tylko o tym, jak daleki Sherlock Holmes Ritchiego jest od oryginału, a nie o aspekcie finansowym.
Wybuchy i wyeksponowana sprawność fizyczna Sherlocka to coś, co założyli sobie twórcy reinterpretując postać detektywa. Zapewne również po, żeby przeciętny czy niewymagający widz lubiący kino sensacyjne również coś dla siebie znalazł, ale przynajmniej w moich oczach, mieści się to w granicach creative license przysługującej twórcom. Ja pomimo tych i innych różnic z oryginałem wyczuwam ducha bohaterów i świata stworzonego przez Conana Doyle'a, widzę wierność charakterologiczną postaci, zarsysy fabularne i własnie liczne smaczki z wielu różnych opowiadań, które cieszą oko. Dla mnie i wielu innych czytelników, z którymi rozmawiałam to nie za mało. I nie widzę symboli dolara świecących się w oczach aktorów czy reżysera zza kamery. Zastosowanie slow motion, wydawałoby się do przesady, to dla mnie nie tylko sposób na nabicie kabzy (tutaj się nie oszukujmy, zapewne jakieś 99% filmów powstaje, by przynieść zysk), a po pierwsze zabawa tą formą. Myślę, że na tym z mojej strony zakończę tę dyskusję, bo chyba wszystko zostało powiedziane. Pozdrawiam. :)

ocenił(a) film na 6
tradycyjnyjakzawsze

Zgadzam sie. Racja Holmes do Sherlocka nie podobny. Zbyt hollywodzki - Pan mistrz sztuk walki z domieszką Rambo. Moim zdaniem o wiele lepszy odzwierciedleniem przygod slynnego detektywa mimo utrzymania w czasach obecnych jest brytyjski serial "Sherlock". Ma jak na razie 6 odcinków ale jest o niebo lepszy od wizji Guy'a Ritchiego.