Wszystko fajnie ale kto mi wyjaśni jak można przeżyć upadek z około 100m jak nie więcej na
skały, a nawet jeśli do wody to nic to nie zmienia bo przy takiej prędkości woda czy skała to
bez różnicy.
I ten aparat tlenowy na końcu, że niby on pomógł mu przeżyć WTF?
jak by nie wykopał ciała tamtego można by (w teorii) przypuścić że użył go jako poduszki na zamarzniętą jakąś wodę... tak jak masz w filmie o Bournie.
Nawet gdyby tak zrobił to obaj powinni roztrzaskać się jak porcelana.
Nie ma to jak 2 razy umrzeć w jednym filmie i 2 razy przeżyć :).
upadek do wody z 25 metrów to jak skok na beton. można się już zabić z tej wysokości. 100m ... ciało tamtego jako poduszka.... on by uderzyl w doe i sie zatrzymal a Holmes walnał by w tamtego z taką siłą że połamałby sobie wszystko co się da.... film był beznadziejny. wieczorem w łózko starałem sobie przypomnieć o czym wgl był ten film i nawet to mi nie utkneło w pamięci. dlatego tylko 4/10
Mi ogólnie film się podobał ale ta scena to przesada. :)
Jeszcze jedno mi się nasuwa. Gość leci te 100m(optymistycznie bo było to znacznie więcej) załóżmy że woda była wyjątkowo miękka (lol) i że jakimś cudem to przeżył. To była zima, po kilku minutach człowiek ma hipotermię a on wleciał do jakiejś doliny i lodowatej wody gdzie cywilizacja pewnie była oddalona o kilometry wspinaczki po górach.
Nawet Bear Grylls nie dałby rady... Cóż przesadzili z tą sceną, cały film był jak matrix, ale mogli przynajmniej dodać że to film fantasy albo SF :).
Ten aparat to najwyżej mógł mu pomóc oddychać pod wodą :D Ale, jak on to niby przeżył to dobre pytanie. Logicznie chyba tego nie wytłumaczą, ale ten aparat może sugerować, że Holmes domyślał się zakończenia ich spotkania skokiem w wodospad i jakoś sie przygotował (jak niby?).
Ta scena może też pokazywać absurd (niezbyt dobre słowo), który wystąpił w serii książek o Sherlocku. Arthur Conan Doyle w opowiadaniu Reichanbach Fall (czy jakoś tak). Uśmiercił Moriartiego i Sherlocka, ale pod napływem fanów uległ i przywrócił go do życia. Ale z tego co pamiętam to w 1 opowiadaniu "pośmiertnym" to Sherlock nie spadł w dół wodospadu tylko jakoś sie utrzymał :D A w filmie było widać jak spada.
do Livera, a teraz ogólnie. Może i aparat tlenowy faktycznie pomógł mu, ale jak by spojrzeć z drugiej strony medalu? Brat Holmesa był bogatym człowiekiem. Ja go nazwałem Churchill. pozdrawiam.
To był jego aparat tlenowy, który mu podwędził i w sumie można to zinterpretować dwuznacznie, bo wg mnie: 1) pokazał Watsonowi, że przeżył dzięki temu 2) Pokazał Watsonowi kolejny element zagadki/układanki.
no to że był jego aparat tlenowy to ja wiem. Nie wiem mnie się ten film zupełnie nie podobał i to nie tylko przez koncówke. Po prostu był nudny. Nawet nie nadrabiali dobrymi tekstami. Jedynka była trochę lepsza chociaż i tak mnie nie zachwyciła
2-3 lata temu kolesiowi nie otworzył się spadochron ,spadł z 3000 metrów i przeżył . Miał tylko złamaną rękę i pęknięte żebro . Wygoogluj sobie bo głośno o tym było.
opcja z tym, że użył profesorka jako "poduszki" odpada, bo wyraźnie widać jak sie pod koniec rozdzielają, jeden spada kawałek od drugiego
a jesli chodzi o to, że spadek do wody ze 100m to jak uderzenie w skały to fakt, ale chodzi o płaską tafle wody, a Holmes leciał w dół razem z siłą wodospadu więc jak najbardziej miał szanse ;)
a co do tego aparatu to po prostu chciał pokazać Watsonowi że żyeje czy np jak ktoś słusznie zauwazył to zagadka do nowej "sprawY' - zagadki :)
Co nie zmienia faktu że przejście przez Alpy zimą po wpadnięciu do lodowatej wody z kontuzją ramienia bez pożywienia i wody jest niemożliwe gdyż po godzinie gość umarłby z wychłodzenia, zakładając że nie rozbił się o skały, wodę, ani nie zatrzymało mu się serce po wpadnięciu do lodowatej wody. :)
Aha pomijam już fakt, że 100m to była wersja bardzo optymistyczna bo wyglądało mi to na minimum 5 razy tyle :).
no dalsze wywody faktycznie mało sprzyjające :D
ale równie dobrze ktoś mógł mu pomóc wyjśc z tej wody i w dalszej rekonwalescencji :))
czyżby ktoś nie był w górach? albo nie patrzył z dachu bloku...
pół kilometra w pionie wygląda zupełnie inaczej niż te kilka słupków przy drodze
jak dla mnie- kilkadziesiąt metrów do zwolnienia i kolejne kilkadziesiąt potem..
tak gwoli ścisłości
z ta hipotermią i lodowatą wodą to nie przesadzaj. W czasach gdy jeszcze trenowałem kolarstwo chodząc regularnie na saunę siedziałem w pomieszczeniu o temperaturze powyżej 100 stopni przez 10-12 minut, po czym bezpośrednio wchodziłem do basenu z totalnie zimną woda... Reakcje organizmu? Zawroty głowy, zaburzenie procesu oddychania... jednak jakoś przeżyłem i mam się dobrze. Dodać należy także, iż takich wejść do wody było 3. 10-12 minut sauny x zimna woda i to x3. To był dopiero przeskok temperatur. Z ponad 100 stopni do zimnej wody. A poza tym cały ten film to bajka, więc jeśli ktoś chce prowadzić jakieś dywagacje na temat realności to niech weźmie się za oglądanie Discovery.
A zauważył ktoś z Was, geniusze, że to fragment żywcem wyciągnięty z książki? Tam również Sherlock zginął spadając bodajże ze skarpy, razem z profesorem. Doyle chciał uśmiercić Holmes'a, ale fani mu na to nie pozwolili. Stąd cudowne zmartwychwstanie (uzasadnione w książce fantastycznymi umiejętnościami detektywa).
Brawo geniuszu!!! Nie wiedziałem, że główna scena filmu opartego na książce może być taka sama.
Ruby już o tym pisał.
Tylko, że skoro w książce sytuacja miała uśmiercić gościa to rzeczywiście tak powinno się stać a skoro już autor popełnił faux pas poddając się opinii fanów to już nic na to poradzić nie można tylko, że film miał na to wpływ i wiedząc, że jednak Sherlock ma przeżyć powinni jednak zrobić scenę nieco bardziej realistyczną a nie upadek z kilkuset metrów na skały. :)
Tak nawiasem to jakie cudowne umiejętności były wymienione w książce, które pozwoliły mu przeżyć? Miał stalowe narządy wewnętrzne? :)
A to zwracam honor - nie zauważyłem, że Ruby już o tym pisał. Co do zmartwychwstania, to za Wikipedią (nie mam przy sobie tego tomu):
Okazuje się, iż Holmes wykorzystując swoje nieprzeciętne umiejętności w zakresie baritsu, zepchnął w przepaść swojego przeciwnika, profesora Moriarty'ego, i chcąc, aby pozostali członkowie organizacji, którą rozpracowywał, sądzili, że zmarł, ukrywa się, dając znaki życia jedynie swemu bratu, Mycroftowi.
Tutaj też pamięć spłatała mi figla - myślałem, że to inaczej było uzasadnione.
Przede wszystkim biorąc pod uwagę wszystkie fakty o raz za i przeciw nie zapominajcie że to tylko film :)
On nie upadł na skały ani na gładką taflę wody.
Wpadł do spienionej (luźniejszej) wody - wodospad - więc i uderzenie było słabsze.
Zakończenie wydaje mi się strasznie naciągane. Zdecydowanie bardziej bym wolał żeby na koniec Holmes zginął. Prawda, że oznaczałoby to koniec serii (poza prequelami) ale dzięki temu film moim zdaniem by zyskał. Byłoby to coś oryginalnego i myślę, że nikt by się tego nie spodziewał.