Film nie ma wiele wspolnego z prawdziwym Holmesem, prawie zero dochodzenia dedukcji kryminalu a mnostwo scen akcji, to nie jest zaden Holmes, nazywanie tego filmem o oprzygodach Holmesa to profanacja
Podpisuje się rękami i nogami. Jako dziecko byłem wielkim fanem Holmesa. Film jako taki nie jest zły, ale nie ma NIC wspólnego z klimatem i siłą książkowego pierwowzoru. Główne postacie mają całkowicie inny charakter niż w książkach. Londyn w części pierwszej (bo niestety drugiej jeszcze nie widziałem) bardziej przypomina mi jakieś włoskie miasto niż ponurą stolice starej Anglii. No i zbyt mało kryminału, jak na legendę kryminału, jaką jest Sherlock Holmes.
edit:
Chociaż w sumie "prawa rynku". Film ma trzepać kasę a nie fanom książki.
jesli chodzi o film to juz o wiele bardziej podobal mi sie niskobudzetowy film o Holmesie zrobiony przez Hallmark Channel niz to hollywoodzkie cos. Co to za przygody Holmesa gdzie od poczatku wiadomo kto jest przestepca?
To są przygody, których pomysłodawcą był sam sir Arthur Conan Doyle. W opowiadaniu, w którym Holmes udaremnia zamiary Moriarty'ego od początku wiemy, iż to on jest geniuszem zła, dorównującym Sherlockowi pod względem intelektu. Chwała scenarzystom i reżyserowi za to, że z pomysłem rozwinęli te wątki, bo akcja opowiadania opiera sie tylko i wyłącznie na nieobfitującej w żadne przygody podróży Holmesa i Watsona do Szwajcarii, podczas której Holmes opowiada doktorowi o Moriartym. Na końcu "giną" w nurtach wodospadu.
Co do tego filmu z Hallmarku - chodzi Ci może o "Sprawę wampira z Białej Kaplicy"? Toż to miernota do kwadratu.
Tworcy filmu zamiast wybrac ciekawa powiesc lub ciekawe opowiadanie wybrali byc moze najnudniejsze z opowiadan i zmodyfikowali je dla wlasnych celow robiac z tego film akcji to przyklad na to ze nie ma to wiele wspolnego z prawdziwym Holmesem. myslalem chocby o psie baskervilleow ktory byl znacznie barcziej wciagajacy niz ten film
Może i samo opowiadanie jest średnie fabularnie, ale z punktu widzenia mitologii i tradycji sherlockowskiej jedno z najważniejszych. Pobieżnie bo pobieznie, ale opowiada o starciu Holmesa z najważniejszym przeciwnikiem w jego karierze detektywistycznej! Dlatego ja uważam, iż jest to uzasadnione, że twórcy filmu wzięli to na tapetę, tym bardziej, że "Ostatnią zagadkę" jest dosyć ciężko przedstawić na ekranie. Moim zdaniem podołali wyzwaniu, "Gra cieni" ma wspaniały klimat, który moim zdaniem fantastycznie oddaje atmosferę opowiadania, odpowiednio je rozwijając.
Adaptacji "Psa Baskerville'ów" jest od licha i trochę, powiedziałabym że aż przesyt, natomiast z "Ostatnią zagadką" było na tym polu gorzej. Dla mnie "Gra cieni" wypełnia w tę lukę.
To że filmy Ritchiego odbiegają w swej konwencji od poprzednich adaptacji przygód Sherlocka Holmesa i jego stereotypowego wizerunku nie znaczy, że nie mają nic wspólnego z postacią stworzoną przez Doyle'a, a dla mnie to jest wyznacznikiem "wierności". Akcja akurat ma z nim dużo wspólnego. Holmes znał sztuki walki baritsu i boks to tego miał prawie nadludzką siłę.
mnie się tam ta wizja Sherlocka nawet trochę bardziej podoba od książkowego, bo chociaż uwielbiam to jak książkowy Holmes rozwiązuje zagadki, zawsze brakowało mi trochę akcji, która pojawia się w filmach ;)
Święta racja! W pierwszej części mieliśmy jeszcze jakieś dochodzenie, myślenie, dedukcję. W drugiej są już prawie same gonitwy i bijatyki. Nie podoba mi się również to, że twarz prof. Moriaty odsłonięto od razu. Nie po to cała pierwsza część buduje nastrój tajemniczości wokół jego osoby, żeby potem została ona zniszczona wraz z pierwszymi minutami części drugiej.
Tak samo twierdzę.
Ten film nie powinien się w ogóle nazywać Sherlock Holmes.
Tego kultowego detektywa kojarzę z mrocznych i poważnych przygód,a raczej spraw.
Tu mamy do czynienia z jakąś papką i gdyby film nie nazywał się Sherlock Holmes to może by dostał oczko wyżej,ale tak czy siak film bardzo przeciętny,powiedziałbym nawet mizerny.