Oj, nie udała się ta kontynuacja. Niestety ale wszystko co ciekawego miał Guy Ritchie do
pokazania i powiedzenia na temat nowego Sherlocka Holmesa, zrobił już w pierwszej
części sprzed dwóch lat. I choć tamten obraz zapowiadał nadejście pasjonującej
kontynuacji przygód detektywa, pojedynku z niezwykle wymagającym przeciwnikiem, to
"Gra cieni" nie spełnia danej obietnicy i jest jedynie bladą powtórką z rozrywki . Filmem
nieciekawym, przedłużonym, zupełnie nic nie wnoszącym, który jest tak zajmujący i
interesujący jak czytanie poradnika upraw roślin doniczkowych dla kogoś, kto do roślin
nie ma dobrej ręki. Zabrakło tu tej lekkości, pomysłowości i zadziorności jaką
charakteryzowała się pierwsza część. Zabrakło pasjonującego dochodzenia,
zaskakującej zagadki, wplątywania się bohaterów w coraz to większe tarapaty i co
najważniejsze i najbardziej odczuwalne, zabrakło humoru. Tak jak poprzedni obraz aż
puchł od ilości słownych jak i sytuacyjnych żartów, tak w tej produkcji jest ich jak na
lekarstwo. Przez całe dwie godziny zaśmiałem się może ze dwa razy. A bez humoru
najnowszy Sherlock stał się obrazem nieciekawym, męczącym i zabójczo nudnym, jak na
film typowo rozrywkowy.
Z pewnością byłby jeszcze bardziej męczący, gdyby nie odtwórcy głównych ról - świetny
Robert Downey Jr. i dorównujący mu Jude Law, którzy tworzą jedną z najbardziej
dobranych par, jaką obecnie możemy oglądać na ekranach kin. Idealnie do siebie
pasują, świetnie ze sobą współgrają, jednocześnie co chwila sobie dogryzając,
podkręcając tym samym atmosferę swojej relacji. Bez nich ten obraz umarłby już
dawno, dzięki nim nawet najbardziej nieciekawe sceny i dialogi nabierają jakiegoś
wyrazu. W kontynuacji zawodzą za to pozostali aktorzy. Rachel McAdams grająca
ponownie Irene Adler pojawia się dosłownie na kilka minut, na zdecydowanie zbyt krótko
by móc nacieszyć się jej obecnością. Postać grana przez Noomi Rapace jest tak
potwornie nieciekawa i niedbale naszkicowana, że nieświadomie, co rusz, zapomina się
o jej obecności. Robią to nawet sami scenarzyści wprowadzając ją na scenę, tylko gdy
potrzebny jest nowy trop lub pomoc dla głównych bohaterów, a później bez mrugnięcia
okiem odsuwają ją w cień. Co jakiś czas na ekranie pojawia się także Stephen Fry,
grający tu brata Sherlocka, ale jego postać została dodana tutaj całkowicie na siłę,
właściwie ciężko stwierdzić po co.
Co jednak najbardziej bolesne, zawodzi główny przeciwnik Holmesa, słynny profesor
Moriarty. Co boli tym bardziej, bo został zagrany przez fantastycznego Jareda Harrisa,
aktora, który już raz rewelacyjnie spisał się w roli czarnego charakteru, grając w kilku
odcinkach "Fringe". Ze swoim niesamowitym głosem, niebywałą charyzmą był świetnym
materiałem na największego przeciwnika detektywa, jednak nie mógł rozwinąć skrzydeł
przez nieciekawie rozpisaną rolę. Jego przebiegły plan jest dla nas zbyt odległy by się
nim chociaż odrobinę przejąć. Poza tym jest zbyt oczywisty, brakuje w nim zagadki,
zaskoczenia, które budowałoby idealnie postać Moriarty’ego, dodawało jej powagi.
Szkoda, że twórcy mając za czarny charakter człowieka o niezwykłym umyśle, skupili się
przede wszystkim na ordynarnej akcji. Szkoda, że nie ma tu więcej starć na słowa, które
w efekcie przeradzałyby się w równocześnie rozgrywające się szybsze sceny. Takich
pojedynków dwóch umysłów, jaki widzimy w fantastycznym finale, nad wodospadem,
który zamienia się w niemożliwą do wygrania partię szachów i przechodzi w bardzo
zgrabne i pomysłowe zakończenie. Na tle tego słownego pojedynku dwóch niezwykłych
umysłów wszystkie wcześniejsze bijatyki, strzelaniny wypadają niezwykle blado.
Od strony technicznej drugi Sherlock nie różni się niczym od poprzedniego.
Przyspieszenia i zwolnienia akcji nadal występują, są efektowne, choć tym razem są
zdecydowanie za bardzo nadużywane. Praktycznie w każdej scenie, nawet w zwykłej
bójce, która odbywa się tylko w umyśle bohatera, obraz co chwilę przyspiesza i zwalnia,
aż w końcu ten trick przestaje bawić i staje się tylko uciążliwym dodatkiem, bardzo
spowalniającym całą akcję. Bo ileż razy można oglądać świat w zwolnionym tempie?
Szczególnie, że wielokrotnie nie ma potrzeby do takich zabaw i tylko w scenie ucieczki
przez las, efekt ten robi jakieś wrażenie. I chyba tylko pod jednym względem kontynuacja
ta sprawdza się lepiej niż pierwsza część. Mocniej skupia się na tym, czego tamten
obraz w pełni nie zauważał: na procesie myślowym detektywa. Wielokrotnie pokazuje jak
ten kojarzy fakty, obserwuje całe otoczenie, zauważa istotne szczegóły, łączy
niedostrzegalne dla zwykłych ludzi elementy w jeden, pełny obraz. Za takie całkiem
udane wejście w umysł bohatera należy się plus. Pozostała reszta to jednak spory krok
w tył w porównaniu do poprzedniej części. A co za tym idzie, rozczarowanie.
6/10
Poświeciłem kilka minut i przeczytałem twoje wypociny, i z każdym czytanym wersem coraz bardziej zastawiałem się , po co poszedłeś na ten film, fakt to twoja prywatna sprawa.
Oglądnąłem w tym roku masę filmów,był to rok przeplatany,ale ogólnie udany patrząc przez pryzmat mojego gustu,czy smaku.Uważam bez zadufania iż mam jakieś poczucie wartości oglądanego obrazu.
I nie mogę sie zgodzić z twoim jak że bujnym opisem, napisanym z wielkim rozmachem i smakiem aj.. ^^
Uważam i rzadko się zdarza aby druga cześć była lepsza od pierwszej która znam na pamięć, fakt było więcej niewiadomych, tylko w tej czesci nie bez powodu jest grą cieni , katy są na stole , gra toczy się na wyższym poziomie bo przeciwnicy doskonale sie znają, przecież Holmes ma nawet okazje sam na sam stanąć na przeciw profesora i stoczyć z nim tylko utarczkę inteligencką, chodzi o scenę na kampusie.
Sherlock to przede wszystkim rozrywka, inteligencja i kapitalne zwroty akcji, chcesz się śmiać idź na komedie, proste.
Fakt zabawne sytuacje bądź dialogi tylko upiększają cały obraz, ale nie decydują o finalnej jakości.
Już dzisiaj czekam na trzecia odsłonę i czym zadziwi reżyser, jak pociągnie wątki, bo jak wiadomo Holmes nie mógł zginąć bo kto zarzyna kurę znoszącą złote jaja... KASA $$ ... a już dzisiaj wiadomo ,iż światowy odbiór filmu jest bardzo pozytywny !
Realna Ocena 8.5/10
Pozdrówki
Poszedłem na ten film bo bardzo podobała mi się część pierwsza i miałem nadzieję, że i druga mnie nie zawiedzie.
Nie chodziło mi o śmianie się do łez, wiedziałem, że takiego poziomu humoru tutaj nie otrzymam, z resztą nawet bym nie chciał, żeby obraz ten zamienił się w komedię, ale jednak w porównaniu do pierwszej części powodów do śmiechu miałem mniej, a praktycznie wcale, stąd zawód. Zwrotów akcji jakoś nie zauważyłem, jedynie końcowa partia szachów mnie trochę zaskoczyła. Rozerwać się na tym filmie nie rozerwałem.
I podobnie jak ty czekam też na trzecią część tego filmu, bo uwielbiam Roberta i Jude'a, dlatego z wielką chęcią zobaczę ich jeszcze na ekranie, mając nadzieję, że tym razem w ciekawszej historii.
Co do tego bardzo pozytywnego odbioru bym się jednak nie zgodził, jak na razie druga część zbiera mieszane opinie, gorsze od jedynki.
Pozdrawiam
Zgadzam się z Tobą! Do tego muszę stwierdzić, że kolega milczący- autor wątku ma chyba trochę wypatrzone poczucie humoru, bo moim zdaniem w „Grze cieni” było więcej zarówno zabawnych ripost Holmesa jak i humoru sytuacyjnego niż w jedynce. Chyba, że kolega je przegapił, albo nie załapał;p
Ludzie nastawieni są przede wszystkim na akcję w tego typu produkcjach, chcą czegoś nowego a nie po raz kolejny zobaczyć detektywa w śmiesznej czapce, z fajką w gębie rozwiązującego zagadki niczym Poirot albo Monk
Zwolnione tempo ma pokazać umiejętności dedukcji i inne umiejętności Holmesa np walka wręcz. Siedząc w kinie w 3 rzędzie człowiek często nie nadąża za akcją, dzięki slow motion jest na bieżąco nawet jeśli coś mu umknęło
A humor to kwestia subiektywna, jednych cały film bawi, inni nawet się na nim nie uśmiechną
to prawda co piszesz, ale post milczącego miał podpowiedzieć przyszłym widzom czy warto iść na ten film, więc porównał go do części pierwszej(b. słusznie zresztą).
Jezeli ,np. nie ceni sie SH1 za humor to wtedy nie przeszkadza mi wiadomość, że ktoś inny uważa, ze zabawnych sytuacji jest mniej, prawda? A np. z Twojego postu ja się nie dowiedziałam, czy warto iść na drugą cześć, bo ograniczyłaś sie tylko do tego, że humor jest względny. Chodzi mi o to, że jesli uważasz inaczej to trzeba to napisać, bo taka wypowiedź nie rozjaśnia zasianych przez milczącego wątpliwości i mimo, że jego post jest oczywiscie subiektywny to jest b. pomocny. Ja w związku z tym wybrałam MI4.
Nie wiem czy humoru jest więcej ale jest on wysmakowany i dla niektórych wyda się zwykłą błazenadą a niektórzy bedą się doskonale bawić. Może jest go ciut mniej niż w 1 części bo tym razem postawiono na akcję
Zresztą skoro zależy ci na humorze i go nie ma w Holmesie to dlaczego wybrałeś/aś MI4? Przecież to typowy film akcji o.O
nie wybrałam Mi4 ze względu na humor. podejrzewam, ze w obu filmach stoi on na podobnym poziomie (widziałam trailer sh2), czyli nic specjalnego. ale gdyby ludzie pisali, ze autorzy sh2 dopracowali film pod tym względem, to mnie akurat juz by to zaintrygowało. chodzi mi o to, że to sa ważne elementy filmu i nalezy pisac o swoich odczuciach względem nich, bo to jest pomocne. a czy sprawdzi się, tego nigdy nie wiadomo.
mi4 wybrałam bo tam zaintrygował mnie budynek w dubaju.
wysmakowany? pokazywanie nagiego grubasa to dla ciebie wysmakowany humor? chyba najniższych lotów.
Dżi... Mam nadzieję, że jednak ciekawszy niż ten dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugi wpis.
zdołałem przeczytać tylko do momentu, w którym stwierdzasz, że w nowym Sherlocku brakuje humoru i podziękowałem za dalsze męki z Twoimi wypocinami... Jeśli ktoś na samym początku neguje fakt, który dla większości jest oczywisty (czyt. mi jak i innym [wielu] osobom z którymi rozmawiałem humor jak i cały film bardzo się podobały), to znaczy, że jest jest jedną z niewielu jednostek, którym nie przypasowało coś i muszą dać temu wyraz dla całego świata i zarzucać ich swoimi rozmyśleniami.
Od tego jest forum by zarzucać je swoimi przemyśleniami.
Sherlocka oglądałem z ponad trzystoma innymi osobami na sali. Tylko w dwóch scenach kilka osób się zaśmiało, więc nie tylko mi brakowało w tej produkcji humoru.
Nie neguje tego, że ten film mógł się Tobie podobać. Proszę bardzo. Dla mnie jest on jednak rozczarowaniem.
Pozdrawiam
Niemozliwym jest usłyszenie śmiechu wszystkich ludzi na ok. 300-osobowej sali kinowej kiedy jest odtwarzany film z taką ścieżką dźwiękową jak Sherlock. Powiem ci, że ja byłam w Cinema City w sali na 370 osób, w rzędach blisko mnie widzom absolutnie się podobało. Podejrzewam, że reszcie również, bo reakcje po wyjściu z sali były entuzjastyczne.
Usłyszenie śmiechu kilku osób na tak wielkiej sali na pewno jest niemożliwe, ale gdy śmieją się wszyscy to nie jest już takie trudne ;) Tego drugiego na swoim seansie nie zauważyłem.
Pozdrawiam
Ok mogę zgodzić się w niektórych punktach - !za dużo! spowolnień czasu (niektórym się podobało, mnie męczyło), za mało interakcji dwóch głównych przeciwników, scena w lesie jak dla mnie - troche za głupia. Ale co do humoru nie zgodzę się zupełnie, ja byłem na sali z dużą ilością ludzi i prawie wszyscy się śmiali (szczególnie początek filmu pod tym względem jest zrobiony b. dobrze) - może mialeś zły dzień i byłeś w złym nastroju, nie wiem. Ogólne wrażenia bardzo dobre. Twórcy z drugą częścią poszli w troche innym kierunku - jednym to może się podobać innym nie. Pozdrawiam
Ja napiszę krótko. Wypowiedź twoja zaczęła się bardzo dobrze jednakże od pewnego zdania tj.
" Bez nich ten obraz umarłby już
dawno, dzięki nim nawet najbardziej nieciekawe sceny i dialogi nabierają jakiegoś
wyrazu."
Uznam że większość tego co napisałeś jest tylko prywatną opinią a i w takiej warto było by na neutralnym polu ocenić fakty a nie tylko własne wyobrażenie. Żeby nie psuć zabawy proponuję małe dochodzenie i wyciągnięcie wniosku dlaczego akurat to zdanie Cię zdradziło.
Z Poważaniem
Moje osobiste wrażenie jest takie, że w części drugiej reżyser zdecydowanie bardziej się odnalazł, a co za tym idzie- również bardziej świadomie postepuje z wykreowaną przez siebie formą. Przy części pierwszej miałam odczucie, iż nie bardzo wie co robi z tymi wszystkimi narzędziami- owszem, było to samo w sobie ciekawym i odświeżonym spojrzeniem, ale jak dla mnie nie do końca klarownym. Podobnie rzecz ma się z humorem- w 1 był on bardziej slapstickowy, komiksowy - jezeli chodzi o humor sytuacyjny, i mało zapamiętywalny jezeli chodzi o humor słowny. Tutaj za to z humoru słownego Ritchie czyni fetysz (co samo w sobie jest osobnym formalnie środkiem wyrazu), a humor sytuacyjny jest rodem z klasyki kina (statycznie budowane plany, ekspresja oparta w dużej mierze na pantomimie, mimice aktorów lub dowcip wywodzący się z narracji sceny , która to nagle zostaje zaburzona/tłumacząc, chodzi o taki zabieg, kiedy np. widz ogląda coś w wąskim planie, a nastepnie oglądjąc tę samą sytuację w szerszym dostrzega jej komizm, np. spotkanie Irene i Moriarty'ego; rozmowa brata Holmes'a i Mary- zresztą scena iście w duchu Monty Pythona, rozmowa Watsona i Holmes'a w pociągu- niby wszystko to znamy, bo stosuje się to w kinie "na co dzień" , ale Ritchie znowu tworzy z tego zupełnie osobne narzędzie, z którego konstruuje film./)A wszystko to jest w specyficznym duchu bardziej brytyjskim niż amerykańskim. Ogólnie rzecz biorąc mój zachwyt tym filmem opiera się na dwóch rzeczach:
- eksperymencie formalnym, który tak rozpiera dzisiejsze tendencje/zabiegi stosowane w kinie masowym, że przekracza granice i właściwie tworzy z nich nową estetykę opowiadania ( w odniesieniu oczywiście równiez do kina popularnego), w którym forma przeplata się z treścią niemal na równi ( i nie chodzi tu o typowo komercyjne potraktowanie- wyjasnię to w drugim poście)
- szacunku dla reżysera, który oddaje hołd kinu przygodowemu jakiego dzisiaj się już nie robi ( Bond, Indiana Jones , Powrót do przyszłości itd), nastawionego na pochwałę wartości takich jak przyjaźń (a co scala przyjaźń w klasycznym kinie przygody?- podróż!; jak w Don Kichocie, do którego rezyser nawiązuje bardzo dosłownie), gdzie nad wszystkim majaczy zbliżająca się zagłada nad światem. Jednocześnie nie jest to infantylne, a bystre i szanujące widza.
Podczas gdy pierwszy lepszy Holiłudzki reżyser dysponując takimi srodkami zrobiłby z tego zwyczajny pastisz- Ritchie z klasycznych wątków (a właściwie nie tyle z klasycznej treści co formy) buduje inna jakość.
Mi o wiele baaardziej dwójka sie podobała. Co do humoru byłem w multikinie w gdansku i bya prawie cała sala ale wszycy sie smiali wiele razy z zartów. Natomiast jesli chodzi o gre?? no cóz para tytułowa rewelacyjna, slow motion troche za duzo zgadzam sie ztym poprostu wzrok meczyło strasznie, brat holmesa?? faktycznie nie wiadomo po co w sumie nic nie wniosł , ale jezeli poroównac 1 cz do 2 to zdecydowania 2 czesc na wielkie TAK!!!
nie zgadzam się z recenzją autora fundamentalnie...
Nie wiem, na jakim seansie ty byłeś, na tym, na którym byłem ja, ludzie śmiali się co najmniej kilkanaście razy.
Uważam też, że kontynuacja jest nieco lepsza niż część pierwsza.
więc jeżeli jedynka mi się nie podobała ze względu na efekciarstwo to dwójkę lepiej odpuścić?
Dwójka jest taka ponura, trochę nawet epicka momentami i ciemna...a akcja to strzelanie.
Dwójka ma więcej komedii, żeby zrównoważyć mroczniejszy charakter filmu. Mi akurat takie słodko-gorzkie połączenie pasuje. :)
Idealnie przedstawiłeś moje odczucia co do filmu. Mogło być super, a wyszło jak wyszło.