Miałam podobnie. Cała groza napędzona jeszcze w jedynce nie znalazła u mnie potwierdzenia w dwójce. Nie było dość diaboliczny jak na aktualne standardy ;) IMO Lord Blackwoo był ciekawszym złym.

A mnie przekonał w 100%. Jared Harris wykreował fantastyczy czarny charakter, który z założenia miał być inny, nawet odwrotny do Blackwooda. Blackwood był jak iluzjonista występujący na scenie, Moriarty jak sztukmistrz manipulujacy marionetkami zza zasłony. Blackwood skupiał na sobie uwagę wszystkich, otwarcie tworzył wokół swojej osoby atmosferę magii, grozy i wladzy. Moriarty knuje swoje intrygi z ukrycia, w tytułowym cieniu. Uchodzi za dżentelmena, poważanego intelektualistę, przyjaźni się z politykami, którzy sami proszą go o rady i zapraszaja na spotkania. Pilnie strzeże swojego zbrodniczego alter ego. Jego drugą twarz znają tylko najbliżsi współpracownicy i Holmes. Myślę, że w duecie z Downeyem Harris miał niesamowitą chemię, w każdej ich wspólnej scenie czuło się napięcie. Każde ich spotkanie było starciem dwóch godnych siebie genialnych przeciwników, a kulminacja nad wodospadem Reichenbach - majstersztyk.