PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=137816}
6,4 884  oceny
6,4 10 1 884
Sherlock Holmes: Pociąg do Edynburga
powrót do forum filmu Sherlock Holmes: Pociąg do Edynburga

Jestem wielkim fanem postaci Holmesa i mimo, że film wizualnie i aktorsko się broni to nie mogę go ocenić wysoko. Za dużo tu wolnej ręki scenarzysty i reżysera, a za mało prawdziwego Holmesa i Watsona, których relację uwielbiam z książek i serialu Granady z Jeremym Brettem i Davidem Burkiem/ Edwardem Hardwickiem. Kto nie widział, niech zobaczy, bo to najlepsze przeniesienie tych kultowych postaci na ekram w historii. Tu męczył mnie strasznie gapowaty Watson (przeciez on jest bystry, to Holmes jest po prostu ponadprzecietny) i w ogóle niewiarygodna historia, gdzie Holmes zgodził sie pilnować klejnotu jakiejś snobki, co nigdy nie zdarzyłoby sie na kartach książki- kochał tylko ciekawe przypadki, ktore rozwiazywal nawet bez honorarium. Poza tym, mając tak proste zadanie pozwolil by doszlo do morderstwa i kradziezy. Wystarczylo by jeden z Panow caly czas byl przy synu starszej kobiety, ale oczywiscie popsuloby to scenarzyscie szyki. Wiem ze ten film ma 70 lat ale nie tlumaczy to absurdalnej historii. Uwielbiam np. Furmana Śmierci, który jest dziełem z lat 20tych a bije ten film na łopatki mimo, że był niemy.

ocenił(a) film na 10
MichalM_5

Oczywiście, sporo racji jest w tym, co napisałeś. Też był moment, że zastanawiałem się nad tą kwestią - wymyślanie własnych historii na potrzeby filmów, zamiast trzymać się opowiadań napisanych przez A. Conan-Doyle'a, to zazwyczaj przynosi porażkę.
W przypadku serii z Rathbonem właściwie niemal wszystkie filmy - poza 'Psem Baskerville'ów' z 1939 roku - to wyobraźnia twórców serii, dlatego te historie mogą razić naiwnością, brakiem logiki, sztuczną, niemal dziecinną sztuką dedukcji głównego bohatera. W dodatku mamy zupełne odejście od literackich postaci dwójki głównych bohaterów - Sherlock Holmes jest żywiołowy i przyjmuje każdą, nawet banalną sprawę, czego w opowiadaniach nigdy by nie zrobił, a dr Watson to osobnik, który zachowuje się jakby cierpiał na demencję.

Muszę jednak przyznać, że ja to kupuję! Dla mnie seria z Rathbonem - zwłaszcza dwanaście odcinków z lat 1942-46 - to prawdziwa uczta dla oka. Dobrze się przy tym bawię, a że z książkami mają niewiele wspólnego...Myślę, że, jak na ironię, Rathbone tchnął w Holmesa nowe życie, przez co, przez wiele lat trudno go było przyćmić, choć interesujących adaptacji nie brakowało. Dopiero serial z Jeremym Brettem to zmienił. Chociaż muszę przyznać, że po latach najbardziej lubię pierwszą serię, w której występuje David Burke jako dr Watson.