Owszem, są plusy i minusy, ale nikt tu nie zapowiada, że film miałby być epokowym wybitnym arcydziełem. Samo podejście w lekko zabawnym stylu, już na początek informuje widza, że nie będzie darcia szat, więc nie rozumiem, czego więcej można się spodziewać. Ja spodziewałam się raczej gniota, a że nie lubię jakoś głównego aktora, tym bardziej byłam pozytywnie zaskoczona. Nieco przypomina Sparrowa, z innego filmu, ale z tym samym kompozytorem - co czuć przez cały czas słuchania bardzo dobrej, ale miejscami "wtórnawej" ścieżki muzycznej.
A więc plus nr 1 to R Downey Jr, którego tu jestem w stanie znieść, a nawet, który potrafi rozbawić, a nie zemdlić.
Plus 2 - mało rozckliwiających sentymentów.
Teraz najlepsze punkty filmu - operatorka i montaż -!
Muzyka na plus, bo bardzo pasuje, a wręcz dodaje, aczkolwiek z lekką czkawką "piratów...".
Cóż sprawnie opowiedziana, miła, pełna zwrotów akcji historyjka, z nieco zabawniejszymi momentami i na szczęście bez zbędnych rozckliwień.
Scenografia ok. Do momentów, kiedy trafiamy na elementy niewątpliwie dodane komputerowo - wtedy czujemy ból zębów.
Niestety, Mark Strong - jak lubię zawsze tych podłych - tu się nie popisał. A było pole, niewątpliwie. Lepszy aktorsko, bardziej złożony emocjonalnie, jest nawet olbrzym mówiący po francusku. Niestety "zły pan" i jego wąsaty sługa, chcący poddusić kumpli z parlamentu, są tak płytką, banalną parką, że aż z żalu, nie chce się wierzyć. Owszem, Strong ma dobry wygląd, a jak na czarny charakter, wręcz wymarzony, ale klepać swoje monologi i łyskać przepastną czernią oka, kiedy można zbudować coś świetnego, złożonego, wieloznacznego?! Niestety, ogranicza się to tylko do wyglądu "na złego", patrzenia spode-łba i 1-2 lepszych momentów, kiedy pojawia się jakaś treść, poza tym. Władający policją "sługa swego pana" nie lepszy, chociaż stara się biedaczyna coś zagrać, to niestety, przypomina to stu-tysięczną kalkę "sługi złego pana", obrysowaną niesprawnie grubą krechą, przez odtwórcę. Szkoda.
Tak, czy tak, miły filmik, na sobotni wieczór - jeśli nie mamy innych zajęć.
Ps.: Zapomniałam o najlepszej części filmu - to jest - napisach końcowych, stylizowanych na ryciny! Przyjemność oglądać:) Duży plus.
"Do momentów, kiedy trafiamy na elementy niewątpliwie dodane komputerowo - wtedy czujemy ból zębów. "
Czujecie? "Wy, król?";)
Bo mnie tam nic nie bolało. Pisz za siebie - podstawowa zasada recenzji.
Miła recenzyjka, choć nic wielkiego. Widać usilne starania, żeby popisać się nonszalancją i niebanalnymi (z punktu widzenia autora) epitetami, do tego ton lekkiej wyższości "broń boże nie powiem, że się fajnie bawiłem". Fajnie jest poklepać protekcjonalnie film po ramieniu, ziewnąć i czekać na Prawdziwe Arcydzieło Albańskiej Sztuki Filmowej;)) - prawda?