7,1 67  ocen
7,1 10 1 67
Shin Zatôichi: Yabure! Tojin-ken
powrót do forum filmu Shin Zatôichi: Yabure! Tojin-ken

Minęło osiem długich lat od kiedy zobaczyłem 21 odsłonę serii ("Zatoichi i Festiwal Ognia"), tak naprawdę kończąc wtedy swoją przygodę z niewidomym masażystą. Gnębiony demonami przeszłości nie pozostało mi nic innego jak powrócić do cyklu, przypominając sobie część odsłon, a następnie kontynuować tam, gdzie przerwałem przed laty. Z "Zatoichim spotykającym Jednorękiego Szermierza" miałem problem od samego początku i zapewne tutaj tkwił powód mojego rozstania z serią. Nie cierpiałem go widząc zaledwie początek i wyrwane z kontekstu fragmenty. Teraz mogę powiedzieć, że moje obawy były słuszne, ale tylko - co przemawia na korzyść filmu - po części.

"ZSJS" to, przynajmniej w kontekście serii, całkiem dobra produkcja. Tak jakby. Realizacyjnie nie ma za bardzo do czego się przyczepić: od zdjęć po - raczej nietypową dla Zatoichiego - muzykę. Scenariusz działa: jest przejrzysty i prosty do śledzenia (co nie każdej części w cyklu się to udawało - i to nawet tym lepszym), a relacje pomiędzy postaciami są logiczne oraz zrozumiałe. Większość podstawowych mechanizmów funkcjonuje jak należy, tzn. historia wciąga i trzyma w napięciu. Na drugim i trzecim planie nikt show nie kradnie, ale dostajemy np. sympatyczny epizod z Henoichim - "kumplem po fachu" Ichiego (czyt. niewidomym masażystą), który na pewnych płaszczyznach sprawia wrażenie parodii głównego bohatera. Jest jeszcze Osen - wyrachowana gejsza, która ostatecznie okazuje się być jedynym sprzymierzeńcem Ichiego. Film pozwala sobie także na więcej brutalności niż zazwyczaj (przyznam, że nie powtórzyłem sobie odsłon 20 i 21, więc na razie nie potrafię się do nich odnieść) - nie nazwałbym tego ani zaletą, ani wadą, ale na pewno jest dość ciekawą odmianą. Wszystko wskazuje na to, że otrzymaliśmy Zatoichiego na wysokim poziomie...

Największym problemem filmu jest jego sama koncepcja: crossover z Jednorękim Szermierzem - bohaterem hongkońskich/chińskich filmów akcji. Ktoś zapewne powie, że jestem uprzedzony i być może będzie miał sporo racji, ale i tak dalej uważam, że połączanie tych dwóch światów zwyczajnie nie działa. Wang Kong (vel. Fang Gang) biegający z tym swoim zabawkowym mieczykiem i wykonujący skoki na kilka metrów sprawia wrażenie postaci z kreskówki. Zatoichiemu oczywiście też wiele brakuje do realizmu, ale założenia obu postaci są odmienne i pozwalają sobie na przekraczanie trochę innych granic. Zatoichi nie jest realistyczny, ale na pewno "wiarygodny", czego o możliwościach Jednorękiego Szermierza nie można powiedzieć. Sceny walki z jego udziałem są zabawne: styl postaci jest niezdarny, ciosy ręką - niczym cepem, a skoki - o czym wspominałem - niedorzeczne. Powtórzę się: to tutaj niestety nie pasuje. Wisienką na torcie są prowadzone przez Konga tyrady po mandaryńsku, ze śmiertelnie poważną miną (nie pomnę kuriozalnego zarostu) i nieświadomością, że nikt go nie rozumie. Resztki rozsądku zdaje się zachowywać Ichi, który kilkukrotnie zwraca uwagę na fakt, że posługują się odmiennymi językami (przewrotnie, w odniesieniu do tego, wypada pierwsza scena, w której Ichi stwierdza, że "ślepy z głupim się nie dogadają"). Wang Kong to też postać dość płaska, bez charakteru, wiecznie z tym samym wyrazem twarzy. Chiński heros to ważna persona w filmie, jest go dość dużo, ale pod każdym względem wydaje się nieciekawy: Yu Wang nie zachwyca ani aktorsko, ani w scenach starć.

Prawdopodobnie to odsłona wzbudzająca we mnie najbardziej ambiwalentne odczucia. Szczerze lubię ten film, ale mimo tego nie potrafię zaakceptować obecności Jednorękiego Szermierza. Mam nieodparte wrażenie, że gdyby zamienić Wanga kolejnym samurajem, albo chociaż chińczykiem, który przynajmniej szanuje grawitację, otrzymalibyśmy obraz spokojnie wchodzący do czołówki cyklu. "Shin Zatôichi: Yabure! Tôjin-ken" to trochę takie kuriozum, powstałe pewnie tylko dlatego, że panowie w białych kołnierzykach zawarli stosowne umowy. Podejrzewam nawet, że Wang Kong pojawił się w scenariuszu z czasem. Całościowo: jeden ze słabszych Zatoichich. Tak, Jednoręki Szermierz ciągnie wszystko w dół.