PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=184246}
6,7 46
ocen
6,7 10 1 46
Shin Zatôichi Monogatari: Oreta Tsue
powrót do forum filmu Shin Zatôichi Monogatari: Oreta Tsue

Trzymajcie się mocno, Zatoichi jest w szczytowej formie [sarkazm]: na moście spotyka kobietę, która zdradza mu, że zmierza do córki; kobieta spada z mostu i ginie; Ichi postanawia poinformować o tym fakcie córkę. Córka - jak się okazuje - "pracuje" za długi w burdelu (co za niespodzianka!). Ichi, w jakiś pokrętny sposób, obwinia się za śmierć jej matki, więc postanawia odkupić swoje grzechy ofiarowując kobiecie wolność. Między Ichim a Nishikigi budzi się niejasne i dość dziwaczne uczucie: nawet nie wiem czy można je interpretować jako miłość. W tle yakuza poluje na Ichiego. Ech, chyba zaczynam odczuwać zmęczenie materiału i coraz mniej ochoczo akceptuję kalki, które seria powtarza. Raz można, można i dwa, ale kiedyś w końcu musi się czara przelać... Fabuła nie jest niestety godna uwagi: wtórna, nuda i pozbawiona napięcia.

"Zatoichi Zdesperowany" to najmroczniejsza (jak na razie) z wszystkich odsłon serii, która na domiar złego stara się nas usilnie zaszokować. Ło Panie, czego tu nie ma: pierwszy raz (?) mamy scenę seksu z udziałem Ichiego, zabójstwo dziecka, samobójstwo nastolatki, scenę gdzie grupka mężczyzn masturbuje upośledzonego umysłowo chłopca (bez kontekstu fabularnego!) i oczywiście drastyczną scenę tuż przed finałem, kiedy Ichi zostaje postawiony pod ścianą. Ostatnią z tych rzeczy ostrożnie uznałbym za plus (chociaż zapewne Was też nieintencjonalnie rozbawi), i to pomimo tego, iż prowadzi do nieco kuriozalnego finału. Reszta wątków/scen wydaje się być niepotrzebna, a część z nich tym bardziej, gdyż w żaden sposób nie wiążą się z wątkiem głównym. Tak ciężko i mrocznie jeszcze nie było, co samo w sobie nie musi być wadą, ale na pewno wadą jest to jak się do tego zabrano. Wyszło niesmaczne, odrobinę groteskowo i co najważniejsze: na siłę.

Niemalże wszystkie uwagi, które miałem do poprzedniej odsłony, znajdują swoje miejsce i tutaj: zły montaż, zdjęcia, muzyka i dźwięk. Dorzuciłbym jeszcze tylko oświetlenie - nie znam się na tym zupełnie, ale mam nieodparte wrażenie, że coś z nim przez większość czasu nie grało. Zdjęcia są tragiczne (ale o tym za moment), dodajmy do nich dziwaczne oświetlenie i... przez połowę filmu nie wiemy co się właściwie dzieje. Muzyka może i nawet nie jest taka zła, ale kompletnie mija się z wydarzeniami mającymi miejsce na ekranie (jej intensywność na pewno też tu nie pomaga). Ponownie dostajemy, wyraźnie dobiegające z offu, dźwięki uderzeń rodem z tanich filmów kung fu (na szczęście nie ma tego tyle co poprzednio). To jednak nie wszystko: tym razem wzniesiono się na kolejny etap, dogrywając w podobny sposób kwestie aktorów. Jak łatwo się domyślić brzmią one dość nienaturalnie, co więcej: zdarzają się sytuacje, że... aktor nie rusza w danym momencie ustami. Straszliwe niedbalstwo.

Głownym bohaterem "Shin Zatôichi Monogatari: Oreta Tsue" nie jest jednak ani Zatoichi, ani Nishikigi, ani nawet reżyser. Jest nim Pan Fujio Morita odpowiedzialny za zdjęcia. Pan Morita wyraźnie chciał przygwiazdorzyć, tworząc z "Zatoichiego 24" niemalże arthausowe dzieło. Oto jak wyglądają zdjęcia w filmie: często są nieostre, skupiające się na jakichś nieistotnych elementach, nierzadko z czymś na pierwszym planie co zasłania 3/4 kadru, roztrzęsione i kręcone z ręki, z tanimi odjazdami oraz zbliżeniami. Wszystko to wyraźny przerost formy nad treścią i dowód na to, że zasada "wrzucę każdy pomysł do jednego filmu" zwyczajnie nie działa. To nie jest tak, że kręcąc połowę scen z najdziwniejszego możliwego miejsca i pod jakimś kuriozalnym kątem, zostaniemy z automatu artystą przez duże "A". Obraz ma swoje momenty, w paru miejscach sztuka się naprawdę udała, ale przez większość czasu efekt jest odwrotny. Ciężko się to ogląda, bardzo ciężko. Zdjęcia to bałagan i bełkot. Sztuką jest przecież nie przesadzić i nie przekombinować.

Sceny walki są troszkę nijakie, a kręcenie "z ukrycia" nie bardzo im pomaga. Zadowolony byłem chyba tylko z (bardzo) krótkiego starcia na plaży. Przynajmniej ujęcia były miłe dla oka (tak, to był jeden z momentów kiedy operator obrazu się opamiętał).

Bezapelacyjnie jest to najgorszy (jak dotychczas) film z całego cyklu. W pewnym sensie odważny, ale całościowo sprawia wrażenie nakręconego przez grupkę studentów o przerośniętych ambicjach. "Zatoichi Zdesperowany" jest zwyczajnie nudny, toporny w odbiorze i miejscami pozbawiony smaku.

MaFFej

Zatoichi na cienkim czy na grubym?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones