Dlaczego gliniarz, gdy był już na ostatniej prostej podczas ucieczki, zdecydował się zatrzymać, wiedząc, że za chwilę zostanie zatłuczony przez bandytów? Przecież miał do kogo wracać. Męczyły go wyrzuty sumienia, że zabił tego małolata? Zrobił to niechcący, będąc pod wielką presją. Jak dla mnie bez sensu była ta scena...
Dla mnie też... przecież to jego praca, takie bezsensowne przypadki śmierci są często wpisane w ich zawód, zwłaszcza pod dużą presją...
Moim zdaniem stracił wiarę we własne wartości. Ciążyła na nim duża presja odnośnie przesłuchania związanego z jego współpracownikami i naciski na złożenie fałszywych zeznań. Gryzło się to z jego sumieniem. Widział w tych policjantach rasistów, prowokatorów i nakłaniał nas żebyśmy również myśleli, że śmierć tego dzieciaka z pierwszych scen filmu jest właśnie tym spowodowana, a nie wypadkiem przy pracy. Nagle jemu przydarzył się taki wypadek, ale tak naprawdę załamał się dopiero tym, że wyraził zgodę na jego zatuszowanie. Uświadomił sobie, że pomimo braku uprzedzeń rasowych, nie różni się od tych policjantów którymi gardził. Zauważcie, że przez cały film to on był pozytywną postacią, a jego partner chamem i bucem i na samym końcu rolę się odwróciły, nasz bohater traci pelerynę żeby znowu ją zyskać.
"przecież to jego praca, takie bezsensowne przypadki śmierci są często wpisane w ich zawód, zwłaszcza pod dużą presją"
Z takim podejściem nie dostałbyś pracy w policji, przynajmniej mam taką nadzieję ;)
Ogólnie zgadzam się z tym co napisałeś, ale takie słowa powinny zakiełkować w głowie dopiero po fakcie albo paść z ust psychologa. Uważam, że policjant który kogoś zabił, nawet przypadkiem, powinien przejść pewien kryzys. Jeżeli go nie przechodzi, to wtedy mamy problem. Ostatnio mieliśmy sporo przypadków nadużyć prawa przez policję i nie możemy wszystkiego zwalać na dużą presję. Policjant powinien charakteryzować się opanowaniem i pewną dozą empatii.